sobota, 26 lipca 2003

BIKEMARATON Przesieka 26 lipca 2003 

Cóż, kolejna edycja za nami...Tym razem na imprezę udał się z nami Szymon, ale niestety bez bika, jednak zaoowcowało to obszerną relacją z imprezy w postaci kasety VHS.

Po drodze, w Szprotawie spotkaliśmy się z Nową Solą- Pedrosem, Kogutem, Wojtasem oraz początkującą bikerką Elką (aż się boje pomyśleć jak ona zacznie startować-to przecież Pedrosa siostra!).

 


Droga minęła nam bardzo szybko, bo po ostatniej podróży 150 km nie robi na mnie wrażenia. Wjeżdżając do Przesieki pokonywaliśmy niezły podjazd do DW Kaliniec gdzie usytuowany był start. Miejsce od razu nami się spodobało. Duża łąka, łatwa możliwość zaparkowania samochodu. Po odebraniu gadżetów ( których jest coraz mniej, chociaż, za czwarty start w BM otrzymaliśmy z Zośką koszulki BM, ale i tak na Zośkę za dużą) zaczęliśy się szykować. A w między czasie przyjechał kolejny zawodnik z naszej ekipy- Daras z rodzinką!

Gdy już byliśmy zwarci i gotowi, zrobiliśmy sobie małą rozgrzewkę. Na starcie ustawiliśmy się dość wcześnie, bo wiary było co nie miara.

Ruszyliśmy punkt 11:00! Najpierw start honorowy, zjechaliśmy do Przesieki Dolnej, tłum był niezły, ale cały czas się przebijałem do przodu, rozpoznając co chwile stałych bywalców BM. Gdy już nastąpił start ostry wpierw było w miarę płasko i w tym momencie zaczęli wszyscy obok rwać ostro do przodu, mnie jakoś przytkało, ale na szczęście tylko na chwilę. Gdy już byliśmy na drodze prowadzącej do DW Kaliniec, było ostro pod górę, samochód gdy wjeżdżaliśmy się lekko zagrzał, ale na szczęście ja złapałem swój rytm, przed mną 3 km podjazd. Ci co mieli mnie wyprzedzać wyprzedzali, ale ja też wyprzedzałem innych. Czułem, że z naszej ekipy jak na razie jadę pierwszy, co mnie cieszyło. Gdy już zbliżałem się do miejsca startu usłyszałem Szymona, a po chwili śmignął mnie Pedros, lecz szybko skóry nie sprzedałem i zrewanżowałem się mu jeszcze przed zjazdem. Pierwszy kamienisty, techniczny zjazd i przede mną gościu zaliczył glebę i mnie zblokował i w tym momencie widzę ostatni raz Pedrosa. Próbuje go dojść, lecz na technicznej ścieżce blokują mnie ludzi i na podjeździe już tracę go z oczu...Ale i tak nieźle daję sobie radę, bo łykam nieźle kolesi na podjeździe. Po chwili wjeżdżam na asfalt... Daras coś mówił, że będzie nie ciekawy, ale jakoś mi się jechało...Po chwili dogonił mnie Adam z Zielonej Góry, no i zamieniliśmy parę słów, po czym on odjechał, a ja ciągnąłem dalej...Podjazd ten nie był najgorszy, po chwili skręciliśmy w dół, ale przypomniałem sobie słowa Daras'a, żebym się tym nie podniecał, bo po paruset metrach znów zaczął się podjazd. Tym razem droga się zawęrzyła i znów było pod górę, ale jakoś mi szło, nie było tak jak w Polanicy... Później to co pamiętam z trasy to zjazd o podobnym podłożu jak w Polanicy... No i pech chciał, że kółeczko od tylnej przerzutki się odkręciło i je zgubiłem. Byłem przygotowany na tą okoliczność, bo już kilka razy tak miałem (zerwany gwint w wózku). Szybko wyciągnąłem je i założyłem i w tym momencie wyprzedził mnie Diablo... Sądzę, że cała operacja nie zajęła mi więcej niż 3 minuty...Po chwili już znów łykałem kolejnych bikerów w tym Agę bikerkę z Gdańska, która nieźle mnie objechała w Pucku ( ma laska pociągnięcie). Później był fajny szutrowy zjazd, gdzie nieźle się pomykało, a potem to już w sumie nie pamiętam co było. Wiem, że końcówka trasy nieźle mnie umęczyła, przerzutka już na wybojach zmieniała sama bieg, a najfajniejszy był stromy podjazd asfaltem i po chwili byliśmy już na asfalcie, którym o 11.00 pomykaliśmy już w dół i pod górę, więc czułem się pewnie i po chwili zobaczyłem Szymona, który mi nieźle dopingował, a Pedros czekał już na mnie. Gdy tylko wjechałem na metę usłyszałem : "Co jest Kiniu?". To był Daras, który wpadł dosłownie za mną.

To co jest dla mnie najgorsze na maratonie to wyczekiwanie na Kasię... Podczas jazdy myślę, co z nią, ale jak już jestem na mecie to ten czas okropnie mi się dłuży, a do głowy przychodzą mi różne myśli. Ale na całe szczęście po około 20 minutach zza zakrętu wyłoniła się Zośka... Dopingowana przez prawie całą naszą ekipę wykonała piękny sprint, wygrywając go z jakąś laską. Ach te kobiety... Po chwili zjawił się Wojtek oraz Kogut.

Muszę przyznać, że był to jeden z fajniejszych moich maratonów, chociaż był on 13 w mojej "karierze" i tylko przerzutka namieszała trochę to i tak był o.k. Fajna, ciekawa trasa, dobra pogoda, wszyscy cali i zdrowi wrócili z trasy, więc co tu gadać, SUPER ZABAWA!

Po wciągnięciu "jedzonka" jeszcze chwilkę pobyliśmy w pięknej okolicy i całym TEAM'em ruszyliśmy w drogę powrotną do domów.



Przeczytaj również tę relację!!!



WYNIKI MARATON MEGA



1. Kris - 149 open, 76 kat. M2- 2:07:52

2. Daras - 151 open, 26 kat. M3- 2:07:56

2. Kasia - 327 open, 7 kat. K2- 2:28:55



KLASYFIKACJA GENERALNA PO V EDYCJI



KAT. K2

1. Kasia -6 miejsce, 1581 pkt.

KAT. M2

1. Kris - 73 miejsce, 1421 pkt.

2. Bartek- 407 miejsce, 350 pkt.

3. Karol - 475miejsce, 316 pkt.

4. Juras - 522 miejsce, 300 pkt.

KAT. M3

1. Daras - 88 miejsce, 1026 pkt.



Następny wyścig i kolejne awanse w klasyfikacji. Zośka utrzymała 6 miejsce w swojej kategorii , Kris avansował z 77 na na 73 miejsce, Daras odrobił straty i znów jest w pierwszej setce na pozycji 88. Reszta ekipy niestety nie startowała, więc nie awansowała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.