wtorek, 28 lutego 2012

Pierwszy trening

Pomimo, że zima w tym roku była dość łagodna i krótka to dopiero ostatni weekend lutego pozwolił na jazdę na dworze bez uczucia wilgoci i zimna. Niestety nie dane mi było jeszcze jeździć na długo wyczekiwanej szosówce. Pomimo, że jechałem na moim zimowym rowerze jazdę mogę zaliczć do udanych. Po pierwsze frekwencja była jak na żarskie warunki ogromna, pogoda- +5'C, ale z dość mocnym wiatrem. Ruszyliśmy w 13 osób z pod ^&*)^. Fast Przemo od razu narzucił wysokie tempo.
Ja  mając założony plan nie przekraczać 150 HR  ruszyłem równiutko. Jechałem zabezpieczając tyły i wcale nie było mi z tym źle...A peleton powoli się oddalał. Na końcu obwodnicy poczekałem chwilę na Matthew, ponieważ musiał się lekko rozebrać bo po 2 km kręcenia okazało się, że jest cieplej niż by się wydawało. W Olbrachtowie już dogoniliśmy peleton. I tak w miarę spokojnym tempie pomykaliśmy w stronę Przewozu. Przy pierwszych podjazdach następowały tradycyjne przetasowania...Ja jechałem swoje, baz szarpania. Wiatr był na prawdę dokuczliwy. Mając na uwadze drogę powrotną nie szarżowałem by zachować energię na powrót, który jak później się okazało nie należał do najłatwiejszych. Tuż przed Przewozem peleton się rozerwał. Ja, Matthew oraz Fast Przemo znajdowaliśmy się na końcu "stawki". Przed nami w Przewozie finiszował jedynie Bulin Road Killer na swoim nowym, wyczesanym Alle zie...





Czołówka peletonu ruszyła jeszcze przez most na niemiecką stronę do skrzyżowania drogi na Görlitz, a ja z Matthiew, Bulinem Road Killer oraz Fast (już nie był) Przemo udaliśmy się w drogę powrotną, która okazała się trudniejsza. Na prostej przed Straszowem wiało niesamowicie. W Straszowie skręciliśmy na Wymiarki, a w Wymiarkach na Lutynkę...I tam dopadł już nas peleton ogrów...I odjechał...
Ale nie na długo, ponieważ w okolicy Black Pointa (Ci co byli latem wiedzą o co chodzi) złapałem gumę w przednim kole Kross'a. Powietrze powoli schodziło...Bulin połączył się z peletonem, który dowiózł mi pompkę, ponieważ byłem wyposażony tylko w dętkę...

Później po szybkiej zmianie dętki w przydrożnym PIT STOPIE, peleton snów odjechał a ja z resztą ekipy wtaszczaliśmy się na górę koło Drozdowa. Z jednej strony ta opcja mi pasowała, bo w tej grupie byłem liderem...Fast Przemo przegrał walkę z przewyższeniami i wiatrem i został w tyle. Bulin Road Killer na wysokości Mirostowic Grn. udał się prosto do Żar, a ja z  Matthew skręciliśmy na Mirostowice Górne. Tu jak zawsze było szybko. Wiatr dodawał nam otuchy... w plecy. Ale od Mirostowic Dln. znów było w klatę. Nie poddawałem się... Matthew w Kunicach skręcił do domu a ja w samotności i już w bólach dotarłem do domu w czasie: 2:50:00. 
Konkluzja: dziwne, ale prawdziwe. Pierwszy trening po zejściu z trenażera na szosę jest ciężki. Zwłaszcza gdy wieje. Ale będzie lepiej. Przy okazji przetestowałem nową kurteczkę w barwach klubowych, którą uszyła nam firma Martombike. Kurtka spełniła swoje zadanie-chroniła mnie przed wiatrem tak jak trzeba.

Przebieg trasy 




1 komentarz:

  1. trening byl zacny :) czekamy na niedziele i Twoja nowa szose:-P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.