poniedziałek, 8 lipca 2013

Mistrzostwa Polski MTB 2013 & Oberlausitzer-MTB-Marathon

więcej zdjęc
To był bardzo ciekawy weekend. W sobotę z rana wyruszyliśmy do Żerkowa na Mistrzostwa Polski MTB. Nie miałem zamiaru tam startować, lecz mój syn - Igor. Organiztorzy przy okazji Mistrzostw Polski w kolarstwie górskim przygotowali również wyścigi dla dzieci. Myślę, że nie byli przygotowani na tak wielką liczbę uczestników, bo w każdej kategorii, a szczególnie  w tych najmlodszych- 3-5, 6-8 lat było najwięcej małych uczestników. Trasa była miejscami bardzo wąska, a na starcie panował chaos. Miały też miejsce typowe zagrywki wchodzenia "zawodników" przed linie startu. Igor stał w środku stawki. Tuż po strzale startera miała miejsce kraksa i "mój zawodnik" został zablokowany. Po chwli ruszył i jechał swoje odrabiając kolejne pozycje pokonując krętą rundę wpasowaną między trasę dla zawodników startujących w Mistrzostwach Polski MTB. Widać było, że na początku był wkurzony zatorem, ale po wjeździe na metę zadowolenie z przebytej rywalizacji wzięło górą!

 Cytując ze strony organiatora:
"Kolejny wyścig w kategorii 6-8 lat to pokaz ogromnej frekwencji i zainteresowania sportami rowerowymi wśród dzieci. Zgłosiła się grupa blisko 50 zawodników a aspekt zarówno czasowy jak i ograniczona ilość nagród dla pierwszej trójki wymusiła start wspólny tej licznej grupy młodych sportowców. Nie odbyło się bez małych zatorów, lekkich stłuczek i w związku z tym wielkich emocji. " Ostatecznie Igor zajął 25 miejsce wśród chłopców, a każde dziecko zostało wyróżnione za udział w wyścigu medalem oraz dyplomem. Igor dodatkowo zdobył nagrodę w konkursie z wiedzy o MTB :)
Po namowie zostaliśmy jeszcze chwilę by oglądać zmagania zawodników w sztafecie MTB, a w między czasie podjęliśmy z Igorem geocache przy wierzy telewizyjnej. Emocje były na prawdę duże, a gdy nasz "krajanin" Łukasz Pihulak jechał na zmianie było na prawdę gorąco. Łukasz wraz ze swoją drużyną MTB Silesia Rybnik wywalczył brąz. Tuż po zakończeniu wyścigu ruszyliśy do domu. Droga dosyć się dłużyła.

Nastęnego ranka ponownie szybkie pakowanie i wyjazd z Tedzikiem na maraton do Jonsdorf koło Zittau. Tym razem sam, bez rodzinki bo była zajechana po zmaganiach na MP.
Podróż minęła dość szybko (110 km), ale nie obyło się bez objazdów...Niemcy też lecą w kulki i jak się okazuje nie ściągają oznakowania informującego o objazdach.

Na miejscu byliśmy na 1 h przed startem. Pomimo kolejki dokonaliśmy szybkiej rejestracji i ogarnęliśmy się. Wpierw startowały dłuższe dystanse, a ja z Tedzikiem wybrałem  znaną mi dobrze- 25 km rundę z prawie 800m przewyższnia. Po starcie było kulturalnie, nikt się nie przepychał pomimo, że było z górki. Tedzik odjechał, a ja walczyłem o swoje. Na pierwszym podjeździe, który ciągną się i ciągnął lekko mnie przytkało, ale po 30 minutach jazdy już było ok i mogłem jechać na 110 %. I tak też było. Nie byłem pewien swej dyspozycji z racji dwutygodniowej przerwy  z powodu małej kontuzji. Jednak pauza mi nie zaszkodziła i mogłem dawać z siebie wszystko. Warunki na trasie były świetne, a trasa jak dla mnie super. Zero płaskiego, szybkie zjazdy, techniczne zjazdy, a  podjazdy były nawet za długie z racji tego, że jeżdzę tylko XC. Na mecie zameldowałem się o całe 2 minuty szybciej niż rok wcześniej przy tych samych warunkach. Zająłem 6. miejsce w kat. M3, a Tedzik zajmując 4. miejsce w M2  zmiażdżył mnie dowalając mi 9 minut.
Polecam wszystkim tą imprezkę, bo za 10 euro otrzymałem zestaw imbusów Stevens oraz smycz Schwalbe- mała rzecz a cieszy. Za rok za pewne znów się tam pojawię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.