14.10.2008 odbędzie się III edycja wyścigu w podżarskiej wiosce ŁAZ.
Wyścig odbędzie się na pętli o długości 5km, z punktem 207 m npm, którą zawodnicy pokonają w zależności od kategorii od 1 do 5 razy.
MĘŻCZYŹNI - 5 okrążeń, KOBIETY OPEN i Chłopcy 11-14 lat po 2 okrążenia.
Trasa średnio trudna, wymagająca ogólnego przygotowania kondycyjnego, w przeważającej części leśne dukty, ścieżki, miejscami korzenie oraz piach.
Mój start stoi pod znakiem zapytania...Od dwóch tygodni nie trenowałem z powodu infekcji górnych dróg oddechowych. W sumie do dziś nie czuje się jeszcze w 100% dobrze. Do wyścigu 3 tygodnie, ale na głowie mam jeszcze przeprowadzkę... Zobaczymy...
czwartek, 25 września 2008
niedziela, 7 września 2008
GP MTB Zielonej Góry # 5 Finał
Od tego startu zależało czy będę 7 czy 8 w klasyfikacji generalnej całego cyklu Grand Prix MTB w kategorii elita. Opuszczając pierwszą edycję do ostatniego startu sytuacja nadal nie była klarowna, ponieważ do „generalki” brane były pod uwagę cztery najlepsze wyniki z pięciu. Moim przeciwnikiem był Mariusz Ryż, reprezentujący Bikestacje. Z Mariuszem ścigałem się od początku sezonu- w Sulechowie, w Zielonej Górze na 2 i 4 edycji był przede mną. Jednak z moich obliczeń wynikało, by być 7. w elicie wystarczyło bym przyjechał nawet zaraz za Mariuszem na. metę.
Stojąc na starcie czułem na sobie ogromną presję, bo po ostatnim starcie w starcie w Żarach moje ego strasznie spadło. Ale w sumie ciężko pracowałem cały sezon i w szczególności ostatnie dwa tygodnie by być jak najwyżej w klasyfikacji.
Ostatnia, finałowa edycja była bardzo wymagająca, zielonogórzanie przygotowali na prawdę ciężką, selektywną trasę, którą miałem okazję zjeździć w 90% tydzień wcześniej z kolegą z teamu- Adamem Markiewiczem, który mieszka w Zielonej Górze.
Najbardziej męczący dla mnie był odcinek, tzw. ścianka, gdzie na sierpniowej edycji nie udało mi się podjechać ani razu i właśnie tam mój „rywal” Mariusz uciekał mi na poprzedniej edycji. Na treningach skupiłem się na „sile” i to poskutkowało.
Od początku: wyjeżdżając z Żar pogoda nie zapowiadała się najlepiej, lekko padało i nie było za ciepło, ale już po przyjeździe na miejsce wypogodziło się.
Zapisy, małe śniadanko, objazd trasy. Tak jak wcześniej pisałem, tydzień wcześniej zjeździłem trasę w 90%, Trapez- czyli Adam Hreszczyk dołożył w sumie jeden podjazd i fajne końcowe singletracki, które bardzo mi pasowały. Po objedzie trasy- stwierdziłem, że będzie ciężko, rundę zrobiłem w 30 min-7,1 km ale czułem też, że jestem w dobrej dyspozycji.
Od startu jechałem za Mariuszem, bo tak naprawdę to był jedyny rywal na ten dzień. Nikt inny nie mógł mi zagrozić w klasyfikacji jedynie on. Całe pierwsze okrążenie jechałem jak jego cień. W sumie raz chyba się wyprzedziliśmy. Na ściance trzymałem koło. Gdy udało mi się wjechać wiedziałem, że mam szanse na moje małe zwycięstwo. Po minięciu lini mety, wjeżdżając na 2 kólko poczułem się mocniej. Postanowiłem zaatakować do dość wyboistej ścieżce, tuż przed miejscem gdzie stała moja żona Kasia z Igorem, którzy bardzo mocno mnie dopingowali. Atak się udał. Mariusz nie utrzymał koła. W między czasie doszedłem następną grupkę zawodników. W sumie nie pamiętam ile osób wyprzedziłem, ale wiem, że koledzy z ekipy Rant z kategorii M4 jechali razem na klasyfikacje i ich wyprzedziłem. Na 3 rundzie pod ścianke dogoniełm Speedka, który zapodał z buta a ja nadal wjeżdżałem, więc i jego udało mi się wyprzedzić. W sumie na 3 kółku wyprzedził mnie jeden zawodnik, ale był w zasięgu przez większość trasy. Na 4 kółku, bardzo się zmobilizowałem i doszedłem go i wyprzedziłem. Na tej ostaniej rundzie „ścianka” była silniejsza ode mnie i musiałem zejść. Czułem w udach jak prawie łapie mnie skurcz, taki dziwny przed kurczowy stan. Bo zaliczeniu wszystkich podjazdów i singlów pociskałem do mety co sił. Dałem z siebie wszystko- 110%. Taki powinien być każdy wyścig, który daje mnóstwo satysfakcji. W sumie mistrzem nigdy nie będę, ale wiem z kim mogę się ścigać i jak powinienem się czuć na wyścigu, ten wyścig będę długo wspominał. Mariusz wpadł na metę 1 minutę z kawałkiem za mną, co dało mi pewną 7 lokatę w elicie a 13 open wśród mężczyzn w generalce.
Moja drużyna na finałowej edycji wprost zdeklasowała rywali. Zdobyliśmy 498 punktów na 500 możliwych, co dało nam również pewne zwycięstwo w generalce II Grand Prix MTB Zielonej Góry.
Stojąc na starcie czułem na sobie ogromną presję, bo po ostatnim starcie w starcie w Żarach moje ego strasznie spadło. Ale w sumie ciężko pracowałem cały sezon i w szczególności ostatnie dwa tygodnie by być jak najwyżej w klasyfikacji.
Ostatnia, finałowa edycja była bardzo wymagająca, zielonogórzanie przygotowali na prawdę ciężką, selektywną trasę, którą miałem okazję zjeździć w 90% tydzień wcześniej z kolegą z teamu- Adamem Markiewiczem, który mieszka w Zielonej Górze.
Najbardziej męczący dla mnie był odcinek, tzw. ścianka, gdzie na sierpniowej edycji nie udało mi się podjechać ani razu i właśnie tam mój „rywal” Mariusz uciekał mi na poprzedniej edycji. Na treningach skupiłem się na „sile” i to poskutkowało.
Od początku: wyjeżdżając z Żar pogoda nie zapowiadała się najlepiej, lekko padało i nie było za ciepło, ale już po przyjeździe na miejsce wypogodziło się.
Zapisy, małe śniadanko, objazd trasy. Tak jak wcześniej pisałem, tydzień wcześniej zjeździłem trasę w 90%, Trapez- czyli Adam Hreszczyk dołożył w sumie jeden podjazd i fajne końcowe singletracki, które bardzo mi pasowały. Po objedzie trasy- stwierdziłem, że będzie ciężko, rundę zrobiłem w 30 min-7,1 km ale czułem też, że jestem w dobrej dyspozycji.
Od startu jechałem za Mariuszem, bo tak naprawdę to był jedyny rywal na ten dzień. Nikt inny nie mógł mi zagrozić w klasyfikacji jedynie on. Całe pierwsze okrążenie jechałem jak jego cień. W sumie raz chyba się wyprzedziliśmy. Na ściance trzymałem koło. Gdy udało mi się wjechać wiedziałem, że mam szanse na moje małe zwycięstwo. Po minięciu lini mety, wjeżdżając na 2 kólko poczułem się mocniej. Postanowiłem zaatakować do dość wyboistej ścieżce, tuż przed miejscem gdzie stała moja żona Kasia z Igorem, którzy bardzo mocno mnie dopingowali. Atak się udał. Mariusz nie utrzymał koła. W między czasie doszedłem następną grupkę zawodników. W sumie nie pamiętam ile osób wyprzedziłem, ale wiem, że koledzy z ekipy Rant z kategorii M4 jechali razem na klasyfikacje i ich wyprzedziłem. Na 3 rundzie pod ścianke dogoniełm Speedka, który zapodał z buta a ja nadal wjeżdżałem, więc i jego udało mi się wyprzedzić. W sumie na 3 kółku wyprzedził mnie jeden zawodnik, ale był w zasięgu przez większość trasy. Na 4 kółku, bardzo się zmobilizowałem i doszedłem go i wyprzedziłem. Na tej ostaniej rundzie „ścianka” była silniejsza ode mnie i musiałem zejść. Czułem w udach jak prawie łapie mnie skurcz, taki dziwny przed kurczowy stan. Bo zaliczeniu wszystkich podjazdów i singlów pociskałem do mety co sił. Dałem z siebie wszystko- 110%. Taki powinien być każdy wyścig, który daje mnóstwo satysfakcji. W sumie mistrzem nigdy nie będę, ale wiem z kim mogę się ścigać i jak powinienem się czuć na wyścigu, ten wyścig będę długo wspominał. Mariusz wpadł na metę 1 minutę z kawałkiem za mną, co dało mi pewną 7 lokatę w elicie a 13 open wśród mężczyzn w generalce.
Moja drużyna na finałowej edycji wprost zdeklasowała rywali. Zdobyliśmy 498 punktów na 500 możliwych, co dało nam również pewne zwycięstwo w generalce II Grand Prix MTB Zielonej Góry.
Subskrybuj:
Posty (Atom)