sobota, 30 kwietnia 2011

Bardzo szybki trening...

Korzystając wczoraj z okazji wybrałem się na trening, po pracy o 18:30. Umówiłem się z Masłem...Szybkie tempo i znana trasa powodowały to, że nie forsowałem się zbytnio. Trasę blisko 54 km pokonałem w 1h 37 min...

wtorek, 26 kwietnia 2011

Świątecznie-Rowerowo-Smrekowo

Jak już tradycją bywa Święta Wielkanocne staram się spędzać na rowerze.
W Wielką  Sobotę wybraliśmy się z Igorem i Kasią  na rundkę po mieście... Zaliczyliśmy Park przy Al. Jana Pawła II, a następnie udaliśmy się na lody. Żarskie ścieżki jako tako nadają się na jazdę dla dzieci jeżdżących z 4 kółkami, ale Igor ma dość opanowaną tę trasę i nieźle sobie radzi w przeciwnościami w postaci nie równej nawierzchni, czy dość wysokimi krawężnikami.



Rano wraz z rodzinką udałem się do rodziców...Po wspólnym śniadaniu szybko się spakowaliśmy, zarzuciłem rower żony i swój na dach i pomknęliśmy do Łęknicy. Tam zostawiliśmy auto i udaliśmy się do Parku Mużakowskiego. Od razu przemieściliśmy się na niemiecką stronę by forsować liczne podjazdy i zjazdy. Ukształtowanie terenu w parku położonego pozwala na ułożenie świetnej trasy. Ubite ścieżki szutrowe powodują, że podróż z dzieckiem na "siedzonku", że można spokojnie rozwinąć nawet większe prędkości, podjazdy z "bagażem" dają w kość. Jak zwykle rywalizowałem z żoną na podjazdach...


W lany poniedziałek pojechaliśmy na długo wyczekiwany wyjazd w góry do Szklarskiej Poręby. Towarzyszyli mi- Kasia, Igor oraz Tedzik i Dragon.
Wystartowaliśmy po 12-ej. Pogoda gdy wyjeżdżaliśmy z  Żar nie była najlepsza. Ale gdy już byliśmy na miejscu było ok. co prawda upału nie było, ale też nie padało.

Nasz TRIP zaplanowany był by zaliczyć SINGLTREK pod Smrkiem. Plan niby prosty, gorzej było z realizacją. Zaczęliśmy od podjazdu pod Lolobrygidę, następnie w kierunku Kamieńczyka. Wyjechaliśmy na drodze na Jakuszyce by po ok. 500m wjechać w teren. I zaczął się lekki podjazd by potem ostro skręcić w prawo i zacząć wspinać się na Koplanie Stanisława. Odcinek ten jak dla mnie ma charakter kultowy- ponieważ to trasa rundy maratonu Festiwalu (jeszcze) Żywca z 1999 roku! Na początku ciężko mi się jechało. W lesie było dość parno, ale na "docelowych" kamieniach się rozgrzałem, by na Koplanie już dosłownie frunąć z blatu. Tym razem jadąc od koplani grzbietami przez Siną Kopę w kierunku skrzyżowania do Rozdroża Izerskiego nie było widoków z powodu mgły. Tym razem w kierunku Stogu posuwaliśmy się wolniej a za sprawą czerwonego szlaku, który był błotnym singlem najezonym korzeniami...Ale było ok...I właśnie na tym odcinku zaczęło padać, ale lekko by po chiwli wyszło słońce.
Gdy dotarliśmy do Polany Izerskiej do przejścia na na Smrek jechaliśmy znanym odcinkiem z Bike Maratonu, ale pod lekko góre. Gdy dotarliśmy do skrzyżowania udaliśmy się w kierunku przejścia. Ciekawym szlakiem, który nie koniecznie mógłby być rowerowy, najeżony kamieniami, ale to był dopiero przedsmak co nas czekało. Po przejechaniu granicy i wjechaniu na szlak, który ewidentnie zabraniał jazdy rowerem uświadomiliśmy sobie, że będzie hardkorowo. Jechałem do pierwszej gleby, następnie już prowadząc. I tak pokonaliśmy ok 500m, z ok. 5km dzielących nas od SINGLTREKa. To co było przed tem, a to co nas czekało było hardkorowym zejściem po kamolach. Nieśliśmy rower ok. 40 min. By natepnie dotrzeć do bardziej przejezdnego odcinka, który i tak był trundy. Ale w końcu się udało i po 30 km od Szklarskiej Poręby dotrzeć do SINGLA...Odziwo był to asfalat. No i soboe przypomniałem, że singiel jest przeplatany innymi też idcinkami. Ale udało nam się namierzyć kierunek i nie pozostało  nam nic, jak tylko upajać się SINGLEM. Moim zdaniem warto było sie męczyć przez 30 km by zrobić ta rundę. Łącznie zrobiliśmy prawie całe okrążenie. Wrażenie...chyba nie da się tego opisać, trzeba się przejechać...

Licznik wskazywał 50 km, a do Szklarskiej był jeszcze kawałek. Opuszczając Nove Mesto, znak informujący pokazał 12 km Świeradów Zdrój, więc do Szklarskiej było ok. 30. Za przejściem granicznym ( byłym) gdy skręciliśmy na Czerniawę, ciemne chmury nie napawały nas optymizmem...Na podjeździe do Centrum Świeradowa od Czerniawy miałem już dosyć, ale po "kryzysie" wezbrałem sie w sobie i starałem  się dawać mocne zmiany, I tak po blisko 5 h jazdy i 80 km dotarliśmy do Szklarskiej Poręby, gdzie mój syn niestrudzenie pociskał w piaskownicy swoimi "ZYGZAKAMI"....

sobota, 23 kwietnia 2011

Miesiąc na specu

Dziś mija miesiąc od złożenia mojego bika....I udało mi się pokonać blisko 1000 km. Nadmienię tylko, że jedynie trzy treningi były za dnia...:)

niedziela, 10 kwietnia 2011

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

kris-mtb: Konkretny trening...

kris-mtb: Konkretny trening...

Konkretny trening...

Niedziela..8:30 besen Leśna- tak brzmiało hasło tego treningu. W głowie miałem już od dawna zaplanowany ten trening i oczywiście trasę...Jak to bywa na treningu nie zjawiło się za dużo osób- 7 włącznie ze mną...Ja, Bartuch, Tedzik, Zółty, Barthez, Zbychu oraz Masło...Na początek lekka rozgrzewka w Zielonym Lesie, który jak zawsze na początek jest najcięższy. Następnie pojechaliśmy dalej na południowy zachód czyli wpierw przez Łaz, następnie Mirostowice Górne, by krążyć po lasach już Borów Dolnośląskich, pokonując też ciekawe wzniesienia wzdłuż autostrady dotarliśmy do Mirostowic Górnych a następnie do Jankowej, zahaczając delikatnie tereny wyścigu "Kunice XC 2007" oraz następnie szybkim odcinkiem przemieściliśmy się do Siodła, gdzie również poruszaliśmy się po trasie wyścigu z 2004 i 2005 roku. Z Siodła czarnym szlakiem popędzliśmy do Żagania. Tam szliśmy jak TGV mijając po drodzę NordicWalkerów:P, którzy tylko z jawną zazdrością spojżeli z jaką zwrotną prędkością się poruszamy za pomocą jedynie swoich własnych mięśni. W Żaganiu, zrobiliśmy krótki przystanek by w sklepie zataknkować wodę i uzupełnić spalone kalorie. Następnie ruszyliśmy na Gryżyce. Co niektórzy z nas jechali pierwszy raz. Odcinek z Gryżyc do Złotnika to w miarę przyjemna trasa wzduż rzeki Bóbr. W Złotniku się rozłączyliśmy. Zostaliśmy ja, Tedzik, Bartuch, Masło.  W końcówce trasy czekał na nas solidny podjazd ( udało mi się go nanieść na mapę) był na prawdę solidny. Człowiek nie wie ile może wytrzmać...Z zaciśniętymi zębami wraz z Tedzikiem atakowaliśmy do końca....Na szczycie nogi miałem jak z waty... Praktycznie w żarach, na terenie byłej jednostki wojskowej Bartcuch miał mały defekt. Musiał rozpiąć łańcuch, i po chwili każdy rozjechał się do domu. Łącznie 75 km, średnia blisko 20km/h, i nie całe 4 h jazdy.

Po szybkim uzupełnieniu węglowodanów wybrałem się z rodzinką do Niemiec na ścieżki...Pogoda była cudna. Jak zwykle zaparkowaliśmy samochód w Przewozie na przejściu a rowerkami udaliśmy się w kierunku Żabiego Szlaku (Froshradweg) i dotarliśmy do wioseczki Werdeck. Tam zjedliśmy lody, chwilę odpoczęliśmy i wróciliśmy., Igor jak zwykle dawał czadu. Pokonał prawie 8 km na swoim nowym rowerku. Okolica, pogoda, wiatr we wlosach i rodzinka na rowerach...Cóż trzeba więcej...