Niedziela..8:30 besen Leśna- tak brzmiało hasło tego treningu. W głowie miałem już od dawna zaplanowany ten trening i oczywiście trasę...Jak to bywa na treningu nie zjawiło się za dużo osób- 7 włącznie ze mną...Ja, Bartuch, Tedzik, Zółty, Barthez, Zbychu oraz Masło...Na początek lekka rozgrzewka w Zielonym Lesie, który jak zawsze na początek jest najcięższy. Następnie pojechaliśmy dalej na południowy zachód czyli wpierw przez Łaz, następnie Mirostowice Górne, by krążyć po lasach już Borów Dolnośląskich, pokonując też ciekawe wzniesienia wzdłuż autostrady dotarliśmy do Mirostowic Górnych a następnie do Jankowej, zahaczając delikatnie tereny wyścigu "Kunice XC 2007" oraz następnie szybkim odcinkiem przemieściliśmy się do Siodła, gdzie również poruszaliśmy się po trasie wyścigu z 2004 i 2005 roku. Z Siodła czarnym szlakiem popędzliśmy do Żagania. Tam szliśmy jak TGV mijając po drodzę NordicWalkerów:P, którzy tylko z jawną zazdrością spojżeli z jaką zwrotną prędkością się poruszamy za pomocą jedynie swoich własnych mięśni. W Żaganiu, zrobiliśmy krótki przystanek by w sklepie zataknkować wodę i uzupełnić spalone kalorie. Następnie ruszyliśmy na Gryżyce. Co niektórzy z nas jechali pierwszy raz. Odcinek z Gryżyc do Złotnika to w miarę przyjemna trasa wzduż rzeki Bóbr. W Złotniku się rozłączyliśmy. Zostaliśmy ja, Tedzik, Bartuch, Masło. W końcówce trasy czekał na nas solidny podjazd ( udało mi się go nanieść na mapę) był na prawdę solidny. Człowiek nie wie ile może wytrzmać...Z zaciśniętymi zębami wraz z Tedzikiem atakowaliśmy do końca....Na szczycie nogi miałem jak z waty... Praktycznie w żarach, na terenie byłej jednostki wojskowej Bartcuch miał mały defekt. Musiał rozpiąć łańcuch, i po chwili każdy rozjechał się do domu. Łącznie 75 km, średnia blisko 20km/h, i nie całe 4 h jazdy.
Po szybkim uzupełnieniu węglowodanów wybrałem się z rodzinką do Niemiec na ścieżki...Pogoda była cudna. Jak zwykle zaparkowaliśmy samochód w Przewozie na przejściu a rowerkami udaliśmy się w kierunku Żabiego Szlaku (Froshradweg) i dotarliśmy do wioseczki Werdeck. Tam zjedliśmy lody, chwilę odpoczęliśmy i wróciliśmy., Igor jak zwykle dawał czadu. Pokonał prawie 8 km na swoim nowym rowerku. Okolica, pogoda, wiatr we wlosach i rodzinka na rowerach...Cóż trzeba więcej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.