sobota, 9 sierpnia 2003

BIKEMARATON Świeradów Zdrój 9 sierpnia 2003 - MISTRZOSTWA POLSKI W MARATONIE 

 Tego jeszcze w mojej karierze nie było- MISTRZOSTWA POLSKI..., które wchodziły w skład edycji BIKE MARATON 2003.
Do Świeradowa gdzie miała być cała impreza udaliśmy się z Zośką oraz Perdosem, który zaszczycił nas swoją obecnością już w piątek wieczorem.
Pobudka tym razem nieco później, bo o 6.00, ponieważ do Świeradowa z Żar jest tylko 100km, więc półtorej godzinki spokojnej jazdy samochodem.


Gdy byliśmy na miejscu i odebraliśmy standardową reklamówkę z "gadżetami" panowie ze straży miejskiej kazali nam i innym bikerom usunąć się z miejsca parkingowego. Zdziwiło mnie to bardzo, gdyż przed placem gdzie parkowaliśmy było stał znak z literą "P", ale cóż siła wyższa...

Zjechaliśmy w dół miasta, na parking na byłym PKS-sie, gdzie było już mnóstwo bikerów. Po chwili dołączyli do nas: Diablo i Neomn oraz Daras i Karlos. Więc ekpia się powiększyła. Niestety brakowało osoby, która uwieczniła by nas start na zdjęciach lub kasecie VHS.

Miejsce startu było bardzo ciekawe, bo na głównej ulicy Świeradowa koło domu zdrojowego (chyba tak się to nazywa). Na starcie ustawiliśmy się dość wcześnie by uniknąć zbędnego przepychania się, lecz i tak przed nami stała już niezła stawka zawodników...Daras i Karlos stali trochę przed nami, a koło nas znalazł się też Underground z Zielonej Góry. Słonko już o przed godziną 11.00 nieźle przypiekało, więc zapowiadało to niezły upał na czas jazdy!

Wystartowaliśmy w miarę punktualnie o 11:00. Pierwszym moim celem było przedrzeć się przez niezłą grupę bikerów, by dojść Darasa i Karlos'a. Już na pierwszych metrach wyścigu o Mistrzostwo Polski doszło do kraksy. Otóż jeden z zawodników stracił równowagę i wjechał w kibiców. Oj, to musiało boleć...Po pierwszej prostej skręciliśmy w kierunku Czerniawy Zdrój gdzie zaczął się niezły asfaltowy podjazd. Już tam dostrzegłem koszulkę Darasa i powoli zbliżałem się do niego. Po drodze zdążyłem wyprzedzić Karlosa. Gdy już Daras był mój, złapałem koło dwóm zawodniczkom z RMF FM i równym tempem jeszcze na podjeździe kręciłem z nimi. Niestety na pierwszym zjeździe dziewczyny wymiękły z powodu totalnej zadymy. Setki kół szalejących bikerów spowodowały niezłą ścianę pyłu, przez którą dosłownie nic nie było widać. Po chwili wpadliśmy na kolejny podjazd i dalej mi dobrze szło. Jednak zawodniczka z RMF FM nie dawała za wygraną i cięła się ze mną dalej. Lecz utrzymanie się za nią nie sprawiało mi problemu. Po chwili wjechaliśmy na znajomy mi zjazd, gdzie dokładnie 9 lat temu zaliczyłem najpoważniejszą glebą mojego życia... Lecz po chwili skręciliśmy w lewo na fajny singletrack, gdzie łykałem nieźle gości. Ale nie długo, bo lekko zblokowany zaliczyłem delikatną glebę. Gdy się podnosiłem usłyszałem głos Pedrosa- "Cały?", odpowiedziałem twierdząco i szybki wskoczyłem na bika, kontynuując walkę z technicznym zjazdem. Niestety coś było nie w porządku. Nie mogłem się wpiąć prawym butem. W prawym pedale miałem ułamany jeden zatrzask, więc szukałem tej strony pedałka gdzie był dobry zatrzask, lecz bez rezultatu... Zatrzymałem się by sprawdzić co jest... Moje obawy potwierdziły się. Nie miałem już możliwości wpięcia się w prawy pedał. Wkurwi................. się niesamowicie! 12km jazdy, a tu już defekt. Ale to nic pomyślałem sobie, przecież w Sokołowsku rok temu jechałem też na imitacji pedała. Po zjechaniu do centrum Świeradowa i minięciu mety zacząłem się znów wspinać pod górkę. I po redukcji biegu okazało się, że moja tylna przerzutka wkręciła się w szprychy. Złość jaka mnie ogarnęła nie da się opisać. W oczach miałem już prawie łzy. Po chwili wziąłem głęboki oddech i próbowałem zniwelować szkody w sprzęcie. Całe szczęście, że hak mocno się nie wygiął i jakoś udało mi się przerzutkę wyprostować. Niestety przerzutka nie obsługiwała największego trybu, więc moim najmiększym przełożeniem w kasecie był tryb "26". Po ochłonięciu wskoczyłem na rower i kontynuowałem jazdę, lecz z miernym efektem. Podjazd po który miałem jechać był zbyt stromy, na moje siły i możliwości sprzętowe ( zero wpięcia w prawym bucie, max. koronka 26 zębów).więc musiałem pchać. Po wdrapaniu się ma czubek góry okazało się, że będziemy jechać asfaltem w kierunku Stogu Izerskiego. Jadąc jakoś niemrawo myślałem sobie o tym by poczekać na Kasię, bo i tak do chłopaków już za dużo straciłem. Dojechałem do pierwszego bufetu. Napiłem się i postanowiłem czekać na Kasię. Zajęło mi to ok. 5 min. I od tej pory jechaliśmy razem. Prowadziłem Kasię na podejździe w kierunku przejścia granicznego a następnie odbiliśmy w lewo gdzie było z górki. Potem wpadliśmy jak dobrze pamiętam na czerowny szlak i już cięliśmy w kirunku Jakuszyc. Przed schroniskiem "Orle" zatrzymałem sie by przemyć twarz w strumieniu a następnie goniłem znów Zośkę. Doszedłem ją przed samą Polaną Izerską gdzie umiejscowiony był drugi bufet. Szybko uzupełniliśmy bidony i zaczęliśmy się wspinać pod "Samolot" od drugiej strony. Mogę stwierdzić, że od strony Jakuszyc podjazd ten jest łatwiejszy. Reszta drogi, aż do trzeciego bufetu była trochę nudna. Tamtejsze okolice trochę znam i uważam, że można było tam trasę inaczej poprowadzić. Wszystko jednak rekompensowały przepiękne widoki. Po trzecim bufecie zaczął się zjazd w kierunku Rozdroża Izerskiego. Po chwili szybkiej szutrówki wjechaliśmy na mniej komfortowy zjazd. Tu zauważyliśmy "Ckris" i tylko koło niej z Zośką śmignęliśmy. Gdy zjazd się skończył zaczął się ostatni katorżniczy podjazd, który na pewno nie jednemu bikerowi zostanie w pamięci. Na początku niego znów Zośka zaatakowała i wyprzedziła kolejną kobitkę. Lecz po chwili ona nas doszła i wyprzedziła. Jednak mieliśmy ja w zasięgu wzroku. Natomiast "Ckris" nie odpuszczała i parła ostro do przodu. Finisz rozegrał się na ostatnim technicznym zjeździe gdzie Zośka doszła wspomnianą kobitkę i machnęła ją bez problemu. Jednak "Ckris" podążała za nią. Do mety dosłownie 500m...ja zaciskam zęby i patrzę na dalszy rozwój sytuacji. Wierzę w techniczne umiejętności Zośki, która jednak nie daje za wygraną i kolejny raz jest na mecie przed "Ckris". Wjeżdżamy z Zośką na metę trzymając się za ręce.

Trasa o.k.! Tylko czemu na liczniku mam 10 km więcej niż jest w folderze reklamowym. Dla zawodowca 10 km więcej to bez różnicy, lecz dla amator raczej nie...

Było by fajnie gdyby nie.......2 moje defekty, lecz z drugiej strony obiecałem sobie, że jeden maraton pojadę z Zośką i tu miałem okazję i było fajnie.

W Świeradowie zostaliśmy chyba aż do 20:00 z resztą ekipy, spędzając ze sobą fajnie czas...












WYNIKI MARATON MEGA



1. Pedros - 156 open, 76 kat. M2- 3:19:49

2. Daras - 170 open, 31 kat. M3- 3:23:05

3. Karlos- 215 open, 100 kat. M2- 3:28:52

4. Kasia - 350 open, 17 kat. K2- 3:54:28

5. Kris- 351 open, 158 kat. M2 - 3:54:29







KLASYFIKACJA GENERALNA PO VI EDYCJI



KAT. K2

1. Kasia -5 miejsce, 1919 pkt.

KAT. M2

1. Kris - 68 miejsce, 1706 pkt.

2. Karol - 287miejsce, 633 pkt.

3.Bartek- 467 miejsce, 350 pkt.

4. Juras - 576 miejsce, 300 pkt.

KAT. M3

1. Daras - 70 miejsce, 1390 pkt.



Po kolejnej edycji mamy znów awanse w klasyfikacji!!! Teraz sytuacja trochę się zmieniła, organizatorzy uwzględniają tylko 5 najlepszych wyścigów, a słabsze wyniki odrzucają. Kasia awansowała o jedną pozycję na 5 miejsce, a do następnej zawodniczki ma tylko 7 punktów straty, więc walka aż do FINAŁU będzie zacięta!

Kris mimo tego, że miał pecha i przejechał linię mety z Kasią awansował o 5 pozycji na 68 miejsce w elicie...

Karol startując po raz drugi w BM skoczył prawie o 200 pozycji. Niestety Bartek oraz Jurek nie mogą startować, więc cały czas spadają...ale nie jest jeszcze źle... Daras kolejny raz awansował i jest 70 w swojej kategorii!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.