Na miejsce startu dotarłem dość szybko, bo Obiszów to jedna z najbliższych wyścigowych miejscówek.
Na starcie pojawiło się chyba więcej osób niż rok temu, w szczególności na krótkim dystansie- 35 km. Jakby nie było jeden maraton w roku można zaliczyć, a Obiszów w szczególności przypadł mi do gustu. Muszę jednak stwierdzić, że tłumy ludzi oraz przepychanie sie po starcie na singlach nie leżą mi, a szerokie autostrady również nie są dla mnie.
Chyba po prostu nie umiem już jeździć na takich wyścigach, ale najważniejsze, że sie dobrze bawiłem. Cały wyscig czułem się dobrze, od czasu do czasu zerkałem na pulsometr, ale nie było chwili wytchnienia. Na ok 22-25 km poczułem, że rower na zjazdach nie prowadzi się jak trzeba. Przednie koło straciło trochę ciśnienia, przez co na na końcowych singlach nie mogłem w pełni cieszyć się flow! Zwalniałem tylko tylnym hamulcem. by odciążyć przednie koło. Na całe szczęście do mety było już nie daleko i dotarlem bez większych problemów. Tak jak pisałem w zapowiedzi, żele otrzymane od Łużnej Łydy dały radę, a bidon Dextro ciasno siedział w koszyczku speca, nie miał prawa wylecieć na korzeniach. Wspominam o tym, ponieważ po drodze mijałem mnóstwo leżących na ziemi bidonów. Podsumowując dałem z siebie wszystko. Niemniej jednak wynik słaby- 40. miejsce w kat. M3, 104. open z czasem 1:45:27.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.