foto: Katarzyna Jajko Jaroszewicz |
Po zakwaterowaniu się w bardzo przyjemnym hotelu udaliśmy się na objazd trasy, która była juz wstępnie oznakowana na stałe. W tym miejscu daję plusa oragnizatorom, bo to dobry pomysł na przyjezdnych. Runda miała ok. 4 km, a mój 8 letni syn nawet sobie z nią poradził, pomimo, że podjazd na szczyt Góry Parkowej ( 477 m n.p.m.) nie był łatwy. Jedynie pomyliliśmy końcówkę rundy, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Całą rundę określiłbym jako bardzo przyjmną, ponieważ sama wspinaczka na szczyt wspomnianej góry nie była zbyt nudna i żmudna, tylko poprowadzona w górnej częsci singlami, a mnie takie rzeczy bardzo odpowiadają. Zjazdy dawały frajdę, ale nie powodowały u mnie myśli typu: "Czy na pewno przeżyję zjeżdżając tam?". Własnie tego typu imprezy mogą spowodować to, że część maratończyków odbije sie od masówek i wybierze coś bardziej ambitniejszego. Ale to jest tylko i wyłącznie moje osobiste zdanie.
Jeśli trasa była plusem I GP Kudowy Zdrój, to sama organizacja już nie, a dlatego, ponieważ następnego dnia gdy pojawiłem się w biurze zawodów o godzinie 9:30, to tego biura jeszcze nie było. Rozumiem, że ludzie tak jak i ja kiedyś organizują takie imprezy poświęcając swój prywatny czas, ale....takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Gdy biuro zaczęło już działać, niecierpliwi zawodnicy zaczeli nacierać. Sytuacja wymknęla się z pod kontroli, biedne dziewczynki z biura zawodów, które przed chwilą jeszcze nie istniało nie rozumiały o czym Pan Trener z Wrocławia mówi, pytając o kategorię juniora młodszego, do tego jeszcze musiałem poratować ich moim prywatnym długopisem:) Wszystko to nie wróżyło zbyt dobrze...Gdy pojawialem się na stancji z numerkami, przekazałem żonie złe wieści... Start Igora, mojego syna- zaplanowany był na 11:30. W biurze panował haos, a wszyscy czekali na powrót kategorii żak z objazdu trasy. Gdy przyszła pora na start dzieci w wieku 7-9 lat serce bardziej mi biło niż przed moim startem. Dzieci szybko zajęły miejsca, a pani spikerka przeprowadziała krótkie rozmowy dziećmi. Szybko w tłumie startujących już nie takich maluchów można wyróżnić dzieci, które na codzień "trenują" i te które sporadycznie mają kontakt z rowerem, Tych "pro" było więcej. Ni skąd ni z owąd, pani spkierak wypaliła magincze słowo START!Niestety tuż przed moim synem stała pani, która miała za zadanie spisywać numery. Pani spikerka nie wyczuła sytuacji, pewnie pierwszy raz prowadziła taką imprezę, a pani spisująca numery, robiła chyba to zbyt wcześnie stojąc na lini startu....Igor opóźniony o kilka sekund ruszył na trasę....Nieźle się przebił, ale żeby dojść czołówke miał zbyt mało czasu. Trzy okrążenia po parkowych alejkach minęły błyskawicznie. W sumie nie lubię, gdy mój mały kolarz walczy na takich szybkich trasach, to jest bardzo dla mnie stresujące, bo nie odbyło si też bez kraks...Końcówka stawki wyleciała z za zakrętu wpadając w poślizg i barierki, wyglądało to groźnie. Igor ostatecznie zajął 4. miejsce....W sumie był niepocieszony....Ja jako dorosły też bym sfrustrowany w takiej stytuacji.
Mój start zaplanowany był na godzinę 12:30. Niestety w międzyczasie zaczęło lekko padać, start się opóźniał. Organizator postanowił rozdzielić poszczególne kategorie w związku z dużą liczbą uczestników na dwa osobne wyścigi. I tak znów musiałem się ubrać, zjeść coś, ponieważ zacznałem być glodny.
Gdy wszyscy ściganci dojechali do mety po krótkiej rozgrzewce ustawiłem się na lini startu. Żona przestrzegała mnie bym szybko się rozebrał, bo start może być w każdej chwili....Ledwo zdjąłem bluze i ogień....Ponownie start był zaskoczeniem, żadnych wcześniejszych komunikatów....No dobra.... Jestem juz na trasie, walczę o pozycję. Udaje mi się wyprzedzić kilku chlopa, jadę w grupce, nie szarpię. Trzymam koło jednemu z zawodników, nie poganiam go. Po minięciu singli na jednym z szerszych odcinków wyprzedzam go. Dojeżdzam powoli do następnych, kończę pierwszą pętle. Jest dobrze, trzymam tempo, na końcówce drugiej pętli dochodzę kolejnego zawodnika ktory na jednym z bardziej stromych podjazdów schodzi...Niestety blokje mi drogę i też schodzę. Wiem, że już jest mój....Jadę za nim, wyczekuje moment i wyprzedzam go. I tak kończę wyścig....Jak się później dowiedziałem na 5. pozycji. Nie było źle, ale czy wrócę tam jeszcze nie wiem. Trasa wyscigu zniwelowała zawirowania w biurze zawodów i inne niedociągnięcia, ale fakt, zawodnicy przygotowali trasę, urząd miasta Kudowy musi popracować nad przebiegiem imprezy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.