Co do trasy to powiem szczerze, że była bardzo specyficzna, nie da się jej określić w kilku slowach. Dominowały krótkie podjazdy a zjazd następował co chwilę, a większość trasy usytuowana w kamieniołomie. Udało mi się pokonać wszystkie sekcje oprócz pierwszego zjazdu o wymownej nazwie "Gardłem Diabła" , a dropa nazwanego Dżampikiem jak zwykle objeżdżałem, bo była taka alternatywa.
Pomimo, że zająłem ostatnią pozycję nie czuję się jakoś rozczarowany, znam swoje miejsce w peletonie i cieszę się, że mogłem uczestniczyć w tym wydarzeniu, jakby nie mówić krajowym święcie kolarstwa górskiego.
W kategorii masters I w której się ścigam zauważalna jest tendencja wzrostowa liczby zawodników startujących w czempionacie kraju: 2013 roku- 13-tu zawdoników, 2014-17-tu, 2015-23-ech, 2016- 24-ech.
Cała impreza poprowadzona wzorowo, jak na rangę mistrzowską przystało, bez zbędnych dmuchanych balonów w rzeczywistości i przenośni. Znajome twarze w różnych kategoriach, które po moim wyścigu dopingowałem wraz z rodziną, aczkolwiek liczba kibiców jak zwykle nie zwalała z nóg. Cały wypad potraktowałem jako wakacje, bo jako takiego urlopu nie mam więc przedłużony weekend od czwartku do niedzieli był formą aktywnego wypoczynku wraz z rodziną i przyjaciółmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.