Grand Prix MTB Zielonej Góry # 3- 13.07.2008
Team Relay ( sztafeta), wyścig indywidualny ze startu wspólnego.
Szczerze powiem, że ten wyścig będę długo pamiętał. Po pierwsze reprezentowałem klub w sztafecie, po drugie w końcu w wyścigu indywidualnym poczułem, że „jadę”!
W sztafecie klub miał wystawić 5 zawodników. Oto skład naszej drużyny:
- kategoria junior- Michał Jędrzejczak,
- kategoria masters –Leszek Popiel,
- kategoria kobiety- Joanna Nadborska,
- kategoria elita- Krzysztof Woliński, Jacek Żminkowki.
Na pierwszej zmianie pojechał Michał, który wywalczył dla nas świetną drugą pozycję, na drugiej zmianie szła Aśka, która utrzymała wynik, na trzeciej wystartował nasz nowy „nabytek” Leszek, który o dziwo zjawił się pierwszy. Jak później się okazało nieświadomie skrócił przy końcówce trasę... Czwarty jechał Żmija, a ja ostatni. Pierwsze metry były ciężkie, ale później już dawałem rade. Większość 3 kilometrowej rundy pokonałem z blatu. Przyjechałem pierwszy, pewny zwycięstwa, myślę sobie: „ I do my best”, jednak po komunikacie sędziowskim euforia mija. Jesteśmy na 3. pozycji, dołożyli nam 90 sek, za przypadkowe skrócenie trasy Leszka. Konkluzja: gdyby drużyna wystartowała w planowanym składzie, nawet gdyby Leszek pomylił trasę i dostalibyśmy te 90 sek. „kary” Kiełbik, który miałby jechać na zmianie Żmiji dałby rade wykręcić czas zwycięzcy... ale niestety dla niektórych drużyna nie jest ważna tylko własne ambicje i plany. I tu rodzi się pytanie, czy warto poświęcać czas dla tego wszystkiego, by potem się rozczarowywać? Na to pytanie na chwilę obecną nie jestem w stanie odpowiedzieć...
Po zmaganiach drużynowych pogoda się załamała i zaczęło mocniej padać, bo w czasie sztafety tylko lekko kropiło. W sumie mięliśmy sporo czasu na odpoczynek i regeneracje.
Wyścig ze startu wspólnego odbył się punkt 13:30. Ustawiłem się w drugim rzędzie zaraz za czołową 15 open, w której skład nie wchodzę z powodu absencji na I edycji. Start! Ostro do przodu już znajomym duktem ze sztafety. O dziwo „czołówka” nie dociska, więc trzymam się w czubie. Po pierwszych kilometrach stwierdzam, że jedzie mi się znakomicie, a to za sprawą chyba warunków pogodowych ( lekki deszczyk i w miarę ciepło). Pierwsze dwie pętle jadę w towarzystwie moich juniorów oraz Macieja ze Świebodzina. Toczymy bardzo wyrównaną walkę: on mi odchodzi na płaskim, a ja go doganiam na podjazdach. Tym razem trasa była wręcz idealna dla mnie. Nie było, krótkich sztywnych (siłowych) podjazdów, tylko dłuższe i bardziej techniczne podjazdy, co mi odpowiada. Jadąc czułem wewnętrzną moc i wiarę w siebie, że dam radę ukończyć wyścig na przyzwoitej pozycji. Na ostatniej rundzie zaatakowałem, wyprzedzając 3 zawodników przede mną, w tym Macieja. Kończąc wyścig, przekraczając linię mety stwierdziłem, że czasami są takie dni dla których warto ciężko trenować i poświęcać temu czas. Taki start, pomimo niezbyt wygórowanej pozycji ( 6 w elicie) daje dużo satysfakcji i motywacji na kolejne treningi...
Kolejny start również w GP MTB #4 - 3 sierpnia.
niedziela, 13 lipca 2008
poniedziałek, 7 lipca 2008
MTB Sprint- Szklarska Poręba
Niedziela –06.07.2008, start w drugim wyścigu Karkonosze Tour MTB, tym razem w sprinci MTB i wyścigu australijskim.
Start i meta usytuowane były pod wyciągiem. Piękna pogoda, nie za gorąco nie za zimno, w sam raz. Na linii startu zgromadziło się 39 zawodników, w tym najliczniej zgromadzona ekipa z Żar wraz z jedną zawodniczką Joanną, którą spiker bardzo sobie upodobał.
Punkt 11:00 ruszyliśmy na trasę. Start po trawiastym stoku, który mnie lekko przytkał, i potem do góry lolobrygidą. Bulin & Rogoś wywinęli łazana- Rogoś wpadł prawie do burzówki:P. Na „loli” tak mnie przytkało, że nie mogłem dojść Żmiję. Dopiero w połowie podjazdu miałem go w zasięgu. Gdy już byliśmy na drodzę do Michałowic na płaskich odcinkach doszli mnie: Żmija wraz z upadkowiczami: Bulinem i Rogosiem. Nie mogłem ich dojść, chociaż pociskałem z wszelakich zgromadzonych sił w swoich kończynach i płucach. Tak było do momentu gdy było płasko. Gdy zaczął się podjazd zacząłem odrabiać straty do Zmiji, natomiast Bulin i spółka byli nadal poza zasięgiem wzroku. W końcu gdy podjazd się nasilił skasowałem ucieczkę Zmiji zosawiając go w tyle i ujrzałem przed sobą trzy koszulki teamowe. Byli to: Bulin, Rogoś, Pająk. W międzyczasie skasowałem 3 kolesi przede mną i parłem do przodu. Teamowych juniorów doszedłem na jednym z najbardziej kamienistych podjazdów, jednak kosztowało mnie to sporo sił. Skręcając na lolobrygidę w dół puściłem Pająka, wiem, że lubi pociskać na zjazdach ( co zaowocowało późniejszą jego glebą). Na finiszowej pętli, redukując bieg łańcuch coś zaszwankował i w tym momencie wyprzedził mnie Bulin. Więc z klubu byłem 5 na mecie.
W sumie byłem 18 open, co przy bardzo mocnej pierwszej 10 można uznać za dobry. Poza tym w końcu nawiązałem walkę z juniorami, którzy ostatnimi czasy mnie masakrowaliJ
Wyścig autrsalijski: startowałem w 3 grupie, ale niestety nie awansowałem do półfinału. Na 2 rundzie odjęło mi już moc. Do ćwierć finał awansowalii: Bulin, Szeker i Kiełbik. Do finału doszedł jedynie jedynie Kiełbik zajmując piękne 9 miejsce. Klase pokazał Formix, na ostatniej rundzie wprost wystrzelił jak rakieta deklasując drugiego zawodnika- Alebrta Fokta.
Super impreza, tym bardziej, że jak zwykle mogłem miło spędzić czas z moją kochaną rodzinką, która mi dopingowała.
Start i meta usytuowane były pod wyciągiem. Piękna pogoda, nie za gorąco nie za zimno, w sam raz. Na linii startu zgromadziło się 39 zawodników, w tym najliczniej zgromadzona ekipa z Żar wraz z jedną zawodniczką Joanną, którą spiker bardzo sobie upodobał.
Punkt 11:00 ruszyliśmy na trasę. Start po trawiastym stoku, który mnie lekko przytkał, i potem do góry lolobrygidą. Bulin & Rogoś wywinęli łazana- Rogoś wpadł prawie do burzówki:P. Na „loli” tak mnie przytkało, że nie mogłem dojść Żmiję. Dopiero w połowie podjazdu miałem go w zasięgu. Gdy już byliśmy na drodzę do Michałowic na płaskich odcinkach doszli mnie: Żmija wraz z upadkowiczami: Bulinem i Rogosiem. Nie mogłem ich dojść, chociaż pociskałem z wszelakich zgromadzonych sił w swoich kończynach i płucach. Tak było do momentu gdy było płasko. Gdy zaczął się podjazd zacząłem odrabiać straty do Zmiji, natomiast Bulin i spółka byli nadal poza zasięgiem wzroku. W końcu gdy podjazd się nasilił skasowałem ucieczkę Zmiji zosawiając go w tyle i ujrzałem przed sobą trzy koszulki teamowe. Byli to: Bulin, Rogoś, Pająk. W międzyczasie skasowałem 3 kolesi przede mną i parłem do przodu. Teamowych juniorów doszedłem na jednym z najbardziej kamienistych podjazdów, jednak kosztowało mnie to sporo sił. Skręcając na lolobrygidę w dół puściłem Pająka, wiem, że lubi pociskać na zjazdach ( co zaowocowało późniejszą jego glebą). Na finiszowej pętli, redukując bieg łańcuch coś zaszwankował i w tym momencie wyprzedził mnie Bulin. Więc z klubu byłem 5 na mecie.
W sumie byłem 18 open, co przy bardzo mocnej pierwszej 10 można uznać za dobry. Poza tym w końcu nawiązałem walkę z juniorami, którzy ostatnimi czasy mnie masakrowaliJ
Wyścig autrsalijski: startowałem w 3 grupie, ale niestety nie awansowałem do półfinału. Na 2 rundzie odjęło mi już moc. Do ćwierć finał awansowalii: Bulin, Szeker i Kiełbik. Do finału doszedł jedynie jedynie Kiełbik zajmując piękne 9 miejsce. Klase pokazał Formix, na ostatniej rundzie wprost wystrzelił jak rakieta deklasując drugiego zawodnika- Alebrta Fokta.
Super impreza, tym bardziej, że jak zwykle mogłem miło spędzić czas z moją kochaną rodzinką, która mi dopingowała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)