Warunki nie napawały mnie optymizmem, ponieważ podczas podróży cały czas padało, jednak po przybyciu na miejsce wyszło słoneczko i zrobiło się w miarę ciepło.
Od razu pojechałem na trasę by móc zapoznać się z czekającą mnie rzeźnią. Niestety tuż za ścianką znaną z edycji Lang Grand Prix MTB próbując ominąć korzeń najechałem na liście, które kryły pod sobą jak później się okazało denko od zbitej butelki. Efekt był taki, że w przeciągu sekundy opona straciła całe swoje powietrze....No i było gorąco...wesoło nie było...Po jakimś 1 km z buta dotarłem do auta...Żona Kasia była już na deptaku, czekając na start Igora w kategorii Szkrabiątka...Przy samochodzie chłopaki ( eks klubowicze), a obecnie członkowie Marek Konwa MTB Racing Team pomogli załatwić oraz założyć mi oponę od Piotrka Sułka z BOPLIGHT TEAM ŚWIDNICA. Dzięki temu w tym czasie mogłem kibicować Igorowi w jego drugim wyścigu w tym sezonie...Co prawda wyścig rozgrywany był na deptaku, ale emocji nie zabrało. Igor tym razem zajął 2. miejsce. Całe szczęście, że udało się zoorganizować tę oponę, w tym miejscu chciałbym podziękować Piotrowi za użyczenie opony oraz Szekerowi oraz Marcinosowi za jej przełożenie opony, bo czasu miałem mało...
Tym razem Mastersi I i II wystartowali przed juniorem młodszym ale wraz z juniorkami, z którymi nie było łatwo.
Dzięki rozciętej oponie nie przejechałem całej trasy...Nie wiedziałem co mnie do końca czeka...
fot. Krzysztof Kołowicz www.kolowicz.wordpress.com |
Start...Pierwsza część rundy rozbiegowej należała do mnie, ale na tym się moje prowadzenie stawki skończyło. Na pierwszym podjeździe Zdzisław wysunął się przede mnie. Śliskie płyty w parku były bardzo zdradliwe, więc pojechałem w miarę delikatnie...Pierwsze starcie w lesie i pierwsze butowanie...Organizatorzy przygotowali małą niespodziankę: zawijas w okół drzewa i następnie zjazd po schodach...i znów podjazd w kierunku już kultowej ścianki...Trasa praktycznie cała była pokryta lepkim błotkiem, ale powiem szczerze, że tylna opona dawała radę...Tuż przed ścianką wyprzedziłem Zdzisława, który jak na razie był jedynym oponentem, z którym mogłem nawiązać walkę...Część trasy byla mi znajoma, zarówno z Górali jak i z końcówki Skandii....Jednak były też zjazdy, na których schodziłem i tu właśnie Zdzisiu mnie wyprzedził, ale starałem się nie odpuszczać i przy końcu pierwszej rundy razem wjechaliśmy na deptak. Na następnej rundzie znów Zdzisław wyprzedził mnie w tym samym miejscu, ale ja znów zaatakowałem przed ścianką i objąłem prowadzenie. Po chwili samotnie walczyłem z trasą, która pomimo, że ostro dawała w kość przez zalegające i rozjeżdżone już błoto to dawała wiele frajdy.I właśnie tak powinno wyglądać kolarstwo górskie, nawet dla amatorów. Na początku ostatniej rundy doszedłem juniorkę, która widocznie osłabła. Praktycznie całą rundę się cięliśmy, a przy końcówce dogoniłem na zjeździe jeszcze jednego zawodnika, który też widocznie miał dość. Noga zapodawała i postarałem się zgubić juniorkę i udało mi się to. Bezpiecznie wjechałem na mete zajmując 6.miejsce w kategorii Masters I w czasie 1:07:57, pokonując 10,8 km. Dane z licznika mówią same za siebie. Rower i ja zatarty..., ale za trzy tygodnie kolejne edycja Górali w Czarnym Borze...Muszę tam być...!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.