Wyścigi na zielonogórskiej "Ochli" zawsze cieszyły się uznaniem w moim kalendarzu. Rok temu startowałem tam tylko w jednej edycji i doznałem zgona. Tym razem było trochę inaczej.
Start zaplanowany był tradycyjnie o 11-ej. Na miejscu zjawiłem się jak zwykle z rodzinką i ekipą, do której dołączył w końcu
Tedzik. Pogoda była idealna, moje samopoczucie również. Odebraliśmy numerki i po przebraniu się pojechaliśmy objechać trasę. Miała być wymagająca i w sumie była, jednak jak dla mnie ciut za dużo płaskich przerywników, ale lepsze to niż Drzonków:)
|
fot. Adam Jągowski |
Punkt 11:00 ruszyliśmy. Stojąc w drugim rzędzie ruszyłem wraz z czubem...Po minięciu bramy przytkało mnie i rywale odjechali...Miałem nadzieje, że utrzymam koło
Tedzikowi, czy
Szekerowi, ale może to i dobrze, że odpuściłem gonitwę, bo mógłbym przypłacić to zgonem na ostatniej rundzie. Początek okrążenia był bardzo szybki, ale lekko pod górę, dopiero w drugiej części trasy były mocne podjazdy, wraz z bardzo sztywną ścianką, którą pokonałem nie schodząc z roweru. Na rundzie były też szybkie, piaszczyste zjazdy, które mogły nosić zawodnikiem po trasie...
|
fot. Paweł Malak |
Tak na prawdę mój wyścig zaczął się od trzeciej rundy, wtedy poczułem moc. Udało mi się odeprzeć atak zawodników z Rant'a i Sogestu, którzy mocno napierali. A na ostatniej rundzie udało mi się nawet dogonić jednego zawodnika, którego wyprzedziłem kilkaset metrów przed metą. Ogólnie wyniku swojego nie mogę zaliczyć do najlepszych: 10. w kat. M3 oraz 23. open. bo założony plan był na 20 open. Trzeba przyznać, że rywale stają się coraz mocniejsi, ale najważniejsza była dobra zabawa, ciekawa, dająca w kość trasa i miła atmosfera w Ochli. Mam nadzieję, że kolejne wyścigi również takie będą.
|
GALERIA <kliknij> |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.