Dwa lata temu było mroźno i śniegowo, a w ubiegłą niedziele wprost wiosennie. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że można by nazwać ten wyścig wiosennym, a nie zimowym. Po pierwsze pogoda iście wiosenna - 15'C, a po drugie frekwencja.
Do rzeczy. Powiem szczerze, że oczekiwałem od siebie lepszej postawy. Niestety założonego planu nie wykonałem. Moja lokata jak dla mnie jest żałosna- 11 w M2 i 23 open. No cóż, od razu Rzymu nie zbudowano, trzeba trenować, trenować i jeszcze raz trenować. Ten start był przede wszystkim po to by wyciągnąć odpowiednie wnioski z dotychczasowych przygotowań.
Jeśli chodzi o sam wyścig to wszystko było w porządku do momentu zjazdu na metę. Po ostatniej rundzie zaraz gdy skręciłem na dojazd do mety poczułem totalną NIEMOC. Była to cena jaką zapłaciłem za bardzo mocny i szybki start. Tu wyszedł brak wytrzymałości.
Trasa jak to w Sulechowie bywa- ciekawa, lubię te odcinki.
Organizacja- tak samo słaba i jak mój start. Kończąc czwartą rundę kazano mi jechać jeszcze jedną, ale nie dałem się wrobić np. tak jak juniorzy, którym nagle z 4 pętli wyścig skrócili do 2. Malkontentem nie jestem. Po prostu lubię tam się ścigać i tyle. W maju wracam się odegrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.