Trasa już w suchych warunkach dawała w kość a w deszczu i zimnie spotęgowało się to. Już od startu czub poszedł ostro do przodu... A ja jechałem swoje. Pierwsze okrążenie jeszcze jakoś się jechało, wszystkie podjazdy podjechałem, a zjazdy zjechałem oprócz ostatniego... Na początku drugiej pętli dogoniłem nawet juniorów, ale gdy zaczęły sie zjazdy okazało się, że nie mam tylnego hamulca. Natomiast przednia klamka gdy ją zacisnąłem została w swoim powożeniu, w ogóle nie odbijała... Coś tam mi z przodu obcierało, ale wszystko okazało się już w domu... Przedni hamulec tak obcierał, że kręcąc ręką, koło nie chciało w ogóle się kręcić...
Na trzeciej rundzie dogonił mnie Żmija, potem Strażak i tak kolejni zawodnicy, którzy w sumie nigdy nie byli w stanie nawiązać ze mną walki. W sumie było mi już wszystko jedno który będę. Chciałem już tylko dojechać do mety, a łatwe to nie było zważywszy na nawierzchnię i stan moich hamulców. Tak na prawdę już po 2 pętli chciałem zejść z trasy i udać się na metę, ale w końcu, moja żona- Kasia i Igor stali na "wierzy" i mi kibicowali, więc dla nich musiałem to zrobić.
No cóż nie zawsze można być 6 w elicie- bo tym razem byłem 6 od końca! Sam nie wiem czy to wina mojej dyspozycji, czy po prostu przedniego hamulca, który nie pozwalał swobodnie toczyć się kołu.
Z czasem 3 h 9 min zameldowałem sie na mecie jako 31 open- na pocieszenie dodam, że 20 zawodników nie ukończyło tej pięknej rywalizacji.
Poniżej film z tej masakry:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.