wtorek, 21 października 2014

Folklor po niemiecku, czyli Fuchsbau MTB Race

Ponad cztery lata temu miałem okazję ostatni raz organizować wyścig XC w Żarach. Wystartował w nim wówczas zawodnik z Niemiec. Jak się okazało nawiązał się między nami jakiś kontakt, później spotkaliśmy sie nie raz na innych wyścigach w Niemczech. Ponadto Mike już trzykrotnie jak pamiętam zapraszał mnie na swój wyścig, orgnizowany w pobliżu swojej miejscowości. W końcu udało mi się tam dotrzeć wraz z rodziną. Pogoda znów w weekend była świetna, więc szkoda było nie skorzystać. Odległość do Henriette z Żar to lekko ponad 100 km, więc po godzince jazdy byliśmy już na miejscu. Rejestracja przebiegla szybko i sprawnie. Po chwili już widziałem jak przebiega trasa dla dzieci, a potem zrobiłem rundę zapoznawczą. Trasa nie była zbyt wymagająca technicznie, nie było tez jakiś długich podjazdów, ale 90% 3,5 km rundy to single, często wijące się wśród drzew, nie brakowało też paru ścianek, czyli typowe XC- to co lubię.
Przed 11:00 na trasę ruszył Igor wraz z grupą innych dzieci. Ja natomiast udłem się na trasę by zrobić mu fotkę.  Jak się później okazało Igor od startu do mety prowadził, w tym dniu nie miał konkurencji!

Po dekoracji najmłodszych zwycięzców troszkę pokręciłem korbą po wiosce. Tuż po 11:30 ustawiłem się na starcie w połowie stawki. Do pokonania była 1 h wyścigu + runda. Tuż po starcie pocisnałem od razu do przodu, lecz nie za mocno. Początek był w miarę szeroki, ale na "poboczu" zalegało grząskie błoto, więc ciężko było  wyprzedzać bokiem. Ustaliłem sobie tempo i tych co miałem wyprzedzić, to  wyprzedziłem i starałem się trzymać koło jednej z lasek z R2bike, która pociskała przede mną. Dawała radę, ale przed dojazdem do technicznych sekcji postanowiłem ją wyprzedzić. Manewr się udał, ale na zakręcie zalegało sporo błota i przednie koło zrobiło unik i po prostu poleciałem. I znów byłem za wspomnianą kobietką. Trzymałem jej tempo, ale tuż za mną napierała zawodniczka, z którą miałem się okazję ścigać w Steinitz, więc byłem między dwoma kobietami. Tuż przed końcem rundy udało mi się wyjść na czoło i starałem się na następnym kółku zrobić przewagę. Jak już wspomniałem trasa nie była zbyt pofałdowana, ale krótkie podjazdy po 1 godzinie ścigania dawały znać o sobie, ale moja rodzina jak i sporo innych kibiców mocno mnie dopingowała. Gdy wjechałem na ostatnia rundę - zawodniczki znów mnie dogoniły, ja lekko odpuściłem, ale jak się okazało one już nie miały zbytnio mocy, więc na pierwszej prostej od mety pocisnałem do przodu. I tak ukończyłem wyścig na 10. miejscu w kategorii i 20 open. Tuż przed dekoracją wcisnąłem na nogi kompresy, których od niedawna używam, zakupionych w parterskim sklepie luznalyda.pl. Przyznam szczerze, że dają one sporą ulgę, w szczególności po ciężkim wyścigu.
Trasa dała dużo frajdy, w sam raz na amatorskie ściganie. Imprezę porównałbym do oraganizowanego parę lat temu, przez żarski klub wyścigu  Łaz XC. Miła, sielankowa atmosfera, połączona z po wyścigową biesiadą uczestników. Skromne wpisowe, ciakawe upominki. O tym też musze wspomnieć, ponieważ załapałem się na fun pries od oragnizatora, w ramach wymiany Polsko- Niemieckiej:) Impreza tatwierdza teze: Bądź uparty rób cross country! Jednym słowem
.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.