wtorek, 15 września 2015

GP MTB Kudowa- Zdrój- 2015- bo warto się ścigać!

W kolarstwie zarówno w tym zawodowym czy amatorskim jest jak w kalejdoskopie, raz jesteś na górze raz na dole. Tym razem było dobrze, a nawet bardzo dobrze. Ale po kolei. Do Kudowy mam dosyć spory kawałek, ale jedną ważną rzeczą, którą mnie tam ciągnęła była trasa. Runda poprowadzona w Parku Zdrojowym ze szczytem na Górze Parkowej (477 m n.p.m) jest dla mnie idealna, ponieważ można poczuc na niej flow i cieszyć się przejechanym jej każdym metrem. I to właśnie był główny argument dla którego wraz z rodziną zawitaliśmy ponownie w Kudowie.


Ściganie zaczął Igor, ale niestety trasa w jego ocenie niebyła tak fajna jak na Góralach na Start. Dla dzieci wieku 7-9 lat runda prowadziła parkowymi alejkami po szuterku. Ta kategoria miała do pokonania 3 rundy po ok. 500m. Wyścig był bardzo szybki i nie zawierał jakichkolwiek elementów technicznych. Igor po walce do końcowych metrów zajął 4. miejce.
Chwilę później ustawiłem się na starcie w licznym gronie  pomieszanych kategorii: junior, elita, masters. Do pokonania miałem 3 rundy po ok. 3,5 km. Od startu jechałem bardzo mocno, na pierwszym podjeździe przeszedłem kilku zawodników, a na pierwszych singlach pod górę prowadziłem grupę. Na końcowej części trasy tuż przed najstromszym podjazdem spadł mi łańcuch. W sumie pierwszy raz mi się to zdarzyło na zawodach na tym rowerze, na którym ścigam się już drugi sezon. Niestety musiałem się zatrzymać, założyć łańcuch, a w tym momencie grupka którą prowadziłem mnie wyprzedziła. Podjazd pokonałem z "buta", a tuż za nim dokonałem zmiany bidonu i znów w dół, parę zakrętów alejkami w parku i mijam metę. Dociskam ile sił w nogach i na polanie już mam swoich rywali. Chwilę odpocząłem jadąc za nimi i  w miarę możliwości próbowałem przejść na czoło grupy. Zaatakowałem tuż przed najwyższym punktem trasy i dokłanie mi się to udało. W dół pomknałem już samotnie i dyktowałem sobie mocne tempo. Trzecie okrążenie zacząłem juz z lekką przewagą i starając się nie tracić cennych sekund na technicznych sekcjach dokręcałem ile było można. Ten wyścig wygralem, nie w klasyfikacji, nie stając na podium, ale wygrałem go dla siebie! Czułem, że jadę, mogłem kontrolować sytuację w swojej grupie i tu też okazałem się najmocniejszy. Całość ułożyło się w świetną dawkę pozytywnych endorfin: świetny doping na trasie, ciekawa dramaturgia mojego ścigania,szybka i perfekecyjna zmiana bidonu, wszystko zagrało i czułem ogromną satysfakcję po ukończeniu tego wyścigu, pomimo, że w tabeli wyników byłem 5. Wraz z rywalami, których w ogóle nie znam przybiliśmy sobie "pionę" w okazaniu respektu dla siebie! Więc gdy czasami jest gorzej, warto wspomnieć sobie taki wyścig i wtedy znów chce się ścigać i ciężko trenować w miarę swoich możliwości, bo po ostatnim ściganiu na Łysej Górze  praktycznie mógłbym zakończyć sezon, ale moja motywacja jest zawsze na najwyższym poziomie! Także ścigaj się jeśli możesz, bo nigdy nie wiesz jak się potoczy walka na trasie, a pozytywne doznania zawsze przebijają te negatywne!


3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. No patrz! Tak już się dziwnie przyjęło, że na XC się te bidony niepotrzebnie bierze! Ja jeżdże giga Grabka na 1 bidonie tylko jakoś mnie tak skurcze biorą i nie mam siły jechać... Nie wiem czemu...

      Usuń
  2. tak, a nawet trzy, na kółko po jednym, tak mi się pić chciało!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.