Wyścig w Czeskiej Kamienicy był finałem czeskiego cyklu Piekła Pólnocy (Peklo Severu). Można by powiedzieć, że w tym sezonie ściganie praktycznie zacząłem i skończyłem w Czechach, równocześnie był to mój debiut jeśli chodzi o starty u naszych południowych sąsiadów.
Na sam wyścig wybrałem się z Tedzikiem, który podobnie jak ja skoncentrowany jest tylko i wyłącznie na imprezach cross-country, w imię zasady: bądź uparty, jedź cross-country.
Na miejsce przybyliśmy ze sporym zapasem czasu, co pozwoliło nam na spokojne zapoznanie się z rundą, która była dużo zmieniona względem tej wiosennej. Okrążenie było najkrótsze z rund na jakich się ścigałem w tym sezonie, bo tylko 1,7km, ale nie było nudy. To co mi się podoba w trasach z cyklu Peklo Severu, to to, że w 100% są naturalne, wykorzystujące potencjał terenu...a jest co wykorzystywać, bo to nie żadne kinder country tylko cross-country z prawdziwego zdarzenia, a najlepszym dowodem jest to, że w Kamienicy w latach 2004- 2005 odbyły się Puchary Czech, a rok później: Mistrzostwa Czech XCO, gdzie ścigali się m.in.: Jaroslav Kulhavý, Jan Škarnitzl, Ondřej Cink, Zdeněk Štybar. Oczywiście nasza runda była znacznie okrojona, ale nie zmienia to faktu, że była również wymagająca!
Start kategorii weteranów, bo tak organizator nazwał kategorię w której ścigam się (masters I) lekko się opóźnił, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia.
Po chwili oczekiwania: start i ogień! Runda rozbiegowa i o dziwo nie jestem ostatni. Po wjeździe na pełne okrążenie udaje mi się jeszcze wyprzedzić parę osób (start był łączony: elita, junior, masters). Na ciasnym podjeździe widzę jeszcze Tedzika i rywali z mojej kategorii, których już zdążyłem sobie przyswoić po wcześniejszych edycjach.
Jak wspomniałem runda była bardzo krótka, więc kwestia dubla była bezsporna, ale przy mega dopingu licznie zebranych kibiców dawałem z siebie wszystko. Niestety druga runda wypadła bardzo słabo, na technicznych fragmentach po prostu kaleczyłem i straciłem rytm. Dopiero na trzecim kółku jakoś poszło, a jak się okazało piąte okrążenie zrobiłem najszybciej.
Od zwycięzcy dostałem dwa duble: on zrobił dziewięć rund, ja siedem, ale mnie również udało się zdublować jednego z zawodników. Ostatecznie zająłem 14. miejsce.
Jednym słowem w Czechach poziom ścigania jest duuuużo wyższy, a kolarską atmosferę czuć w powietrzu. Jedyny minus czeskich wyścigów to słaba pogoda: w kwietniu pruszył śnieg, w maju padało, w czerwcu też nie było za fajnie, jedynie ostatnia edycja pod tym względem się udała!
Start w Kamienicy był moim ostatnim wyścigiem XC w tym sezonie, a na koniec dodam, że Kasia, moja małżonka w swojej kategorii wywalczyła w generalce 3. miejsce!
Za rok jak czas i siły pozwolą będę się starał również powalczyć w Piekle Północy o jak najwyższe lokaty, bo jest co poprawiać, a poza tym będzie się fajnie spotkać z ludźmi, których poznałem w tym roku!
Gratulacje dla Kasi.
OdpowiedzUsuńDziękję w imieniu małżonki:)
Usuń