
Pierwszą okazję na poznanie dalszej okolicy poza Żarami, a mianowicie Gór Izerskich miałem w wieku 16 lat, wówczas po raz pierwszy wybrałem się moim rowerem marki Giant w góry, bez mapy i bez GPS-u ( bo przecież takie urządzenia nie były jeszcze dostępne dla zwykłych ludzi). Kierowałem się wówczas intuicją i udało mi się pokonać odcinek: Świeradów- Stóg Izerski- Jakuszyce- Szklarska Poręba- Świeradów.
W sumie uwielbiam takie wypady, które dodają dreszczyka emocji. Wystarczy przed wyjazdem zerknąć na mapę i po prostu kierować się w zaplanowany rejon, a trasa sama się ułoży w jakieś sensowne kółeczko. Oczywiście nie można do końca jechać na "pałę", trzeba z góry wcześniej zaplanować mniej więcej gdzie i kiedy skręcić, by nie wyjechać np. w Niemczech ( mieszkając przy granicy mam taką możliwość).
Jeżdżenie trasą, którą już ktoś pokonał wg, śladu ma swoje plusy, bo skraca nam czas, ale zabija to coś, co nazywamy przygodą, bo nigdy nie wiemy na jakiej drodze wyjedziemy...Jazda z GPS'em to jazda jak po sznurku powoduje również to, że nie skupiamy się na charakterystycznych punktach drogi i nie zapamiętamy tak samo trasy, gdy jedziemy na czysto, bez wspomagania. Ja osobiście używam traków GPS w momencie, gdy jadę w odległy teren, np. góry i chcę pokonać trasę np. MTB Marathon, wówczas jazda na czuja nie wypaliłaby. Jazda bez urządzeń jest fajna w bliskiej okolicy, wówczas można bardzo dobrze poznać okolicę i nie być uwiązanym do jednej rundy zgodnie z moją zasada #exploremore. Okolice mojego miejsca zamieszkania dają na prawdę spore możliwości, bo już 10 km na południe od miasta zaczynają się Bory Dolnośląskie, które już wcześniej eksplorowałem, ale z tego co widzę można jeszcze duuuuużo więcej zobaczyć i zjeździć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.