Podobnie jak tydzień temu pogoda nie zapowiadała się zbyt rewelacyjnie, ale na szczęście prognozy się nie sprawdziły. Temperatura była optymalna, a nawet wyszło słońce. W okolicach startu-mety na łące dominował warun przełajowy, a poza tym było wszędzie w miarę okej.
Na sam wyścig tym razem wybrałem się tylko z Tedzkiem, który niestety nie brał udziału w rywalizacji ze względów zdrowotnych, ale za to wspomagał mnie przed jak i w trakcie wyścigu.
Po pierwszym wyścigu z serii Peklo Severu - závody horských kol odbyłem tylko jeden trening, którego i tak do końca nie zrealizowałem, ponieważ czułem się zmęczony. I tak na prawdę do samego startu nie czułem mocy, ale za to w trakcie wyścigu było inaczej. Samopoczucie było rewelacyjne. Myślę, że na to wpływ regeneracja, bo praktycznie tak jak wspomniałem odbyłem tylko jeden trening, a potem już tylko odpoczywałem, by z nowym zapasem sił stanąć na linii startu. Na samym wyścigu czułem się świetnie, nawiązałem rywalizację z rywalem, z którym nigdy wcześniej nie mogłem konkurować, ale niestety mały pech na trasie spowodował, że straciłem kilka cennych sekund i mi odjechał. Ogólnie sama trasa w Czeskiej Kamienicy rewelacyjnie mi pasuje. Ma w sobie sporo z żarskiego "Super Flow" i to mi bardzo pasuje. Doping czeskich kibiców też robi swoje, a po piątym sezonie startów w Pekle Severu czuję się już jak u siebie i aż chce się tam jechać!
Podsumowując: zająłem dziewiąte miejsce, czyli oczko wyżej niż tydzień wcześniej, a dobrym prognostykiem na kolejny start za dwa tygodnie- w finałowej edycji Piekła Północy jest to, że ósme miejsce było w zasięgu.
Przede mną tydzień, w którym trzeba będzie mocniej pokręcić, następnie regeneracja i ostatni start w sezonie MTB we wspomnianym wcześniej wyścigu: Peklo Severu #4: O pohár starosty , na który zapraszam wszystkich miłośników cross country
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.