fot. Marián Maštrla |
Pierwszy wyścig tego sezonu w moim wydaniu nie do końca poszedł tak jak oczekiwałem, a tu zagrało wszystko zgodnie z zasadą: mocno wystartować, utrzymać tempo i mocno zafiniszować. Kiedyś przeczytałem właśnie taki przepis na udany start.
fot. Marián Maštrla |
A propos udanego startu. Kiedy można uznać swój start za udany? Z punktu widzenia kibica na wall of fame ląduje pierwsza trójka, a co z pozostałymi zawodnikami? W Pucharze Świata w walce o podium może brać udział 5-6 zawodników na chwilę obecną, a reszta walczy o życiówkę, o jakiś założony cel. Podobnie jest w moim wydaniu. Znam swój poziom i wiem na co mnie stać i nie zawyżam swoich oczekiwań, bo celowanie w podium jest poza moim zasięgiem. Zakładanie realnych celów jest wg. mnie bardziej efektywne. Z założenia satysfakcjonuje mnie na chwilę obecną top 10. I tak też było. Po mocnym starcie udało mi się utrzymać tempo przez kolejne 4 rundy, a ostatnie okrążenie było drugie pod względem czasu w jakim je pokonałem. Walka na trasie była wyrównana, bez jakiś większych błędów, ponieważ czasami nic nie idzie. Sprzęt nie chce działać, nogi nie kręcą, a głowa mówi jedź do domu. W sobotę wszystko grało i dlatego też jestem z siebie bardzo zadowolony. Również mogę być z siebie dumny ponieważ jeden z moich internetowych znajomych Dariusz Bike, który tak na prawdę od roku się ściga i dzięki mojej indoktrynacji #bądźupartyjedźcrosscountry po raz pierwszy spróbował swoich sił w tej odmianie kolarstwa górskiego i nawet nie zginął:) Przy okazji muszę pogratulować Mike Schiller, mojemu przyjacielowi, który po raz pierwszy stanął trzecim stopniu podium w tym cyklu. Z mojej strony wielki szacun!
Teraz będę miał dłuższą przerwę od ścigania, którą wykorzystam na szlifowanie formy na kolejne dwa wyścigi, które odbędą się również w Czechach! Ciao!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.