niedziela, 21 czerwca 2009

Trening Świeradów Zdrój

W ostatni weekend wybraliśmy się dość sporą ekipą do Świeradowa Zdrój. Wybrałem jako trasę przejazdu kultowe trasy: Stóg Izerski, Orle, Samolot, Kopalnie Stanisława. Na początku pogoda była zachęcająca, poźniej jednak opady popsuły trochę klimat...Ale ogólnie było super. 70 km po malowniczych trasach Izerów to niezapomniane przeżycia.

niedziela, 7 czerwca 2009

Górale na Start Szczawno Zdrój


Bardzo lubię Szczawno więc z miłą chęcią wybrałem się na moją II edycję „górali”. Zaletą wyścigu XC jest to, że przed startem, można się zapoznać z trasą i potem spokojnie jechać...Trasa ułożona na typowe XC, góra-dół, czyli coś co lubię. Nie był to typowy „lang” ( i całe szczęście), ale jak dla mnie i tak wymagająca. Lekko padające deszcze spowodowały, że miejscami na korzeniach było naprawdę gorąco.

Start mojej kategorii z juniorami młodszymi. Runda rozbiegowa koło pijalni wód i atak do parku. Najbardziej męczący był podjazd koło wierzy- w sumie tak jak u nas w lesie. A potem już techniczne ścieżki. Od razu jechałem swoje, mastersów trzech mi odjechało, a ja walczyłem z juniorami... Było ok., młodzież umarła pod koniec wyścigu. W sumie wszystko było do wjechania, ale na 3 rundzie moja ekpia mnie zestresowała i musiałem podbiec po korzeniach.

Z rundy na rundy czułem jak wjeżdżam się w trasę. Powiem szczerze, że upajałaem się tą trasą! Oby więcej takich!

Wynik- hmm, czwarty w swojej kategorii, ale coś w wynikach nei widać więcej zawodników... chociaż na starcie było ich sporo.

Poniżej filmik... z pijalni wód z udziałem mojego syna- IGORA! Jemu również się podobało!!!

wtorek, 5 maja 2009

Powerade MTB Marathom Karpacz


Od 2006 nie wyjeżdżałem na weekend z noclegiem. Złożyło się na to wiele reczy. W końcu uadło się zaplanować wyjazd wspólnie z ekpią. Już na wstępie powiem, że było super.

Sam start potraktowałem bardziej treningowo niż z parciem na wynik. Po prostu miałem plan jechać z kolegą Adamem, któremu już dawno obiecałem, że będę z nim jechał na maratonie. A, że Adam jest trochę słabszy ode mnie na podjazdach więc miałem tylko za zadanie jechać za nim. No i tak było, ale nie do końca. Na początku trasy, gdzieś ok. 14 km coś mi zaczęło dzwonić w rowerze. Nie mogłem zlokalizować przyczyny podczas jazdy więc musiałem się zatrzymać, więc Adaś mi odjechał. Zanim zlokalizowałem dzwonienie, dogonili mnie team made boys. Przyczyną dziwnych odgłosów była przednia korba w której odkręciły się dwie śruby mocujące małą koronkę. Dokręciłem śruby i pojechałem dalej. Straciłem do Adama jakieś 5 min. Tak mi się wydaje. Na jednym z techninczych zjazdów zaliczyłem klasyczne OTB koło Jurasa, którego już dogoniłem. Złotego dogoniłem za Sosnówką. I coraz bardziej martwilem się, że nie dogonie Adama, z którym miałem w końcu jechać. Doszedłem go na 2 bufecie, po 1 h gonitwy. No i już jechałem relaksacyjnie trzymając koło koledze. W końcu doejchaliśmy na Homontową... Szczerze ciągnęła mi się. Przyspieszyłem trochę, a Adaś został w tyle, ja w miedzy czasie obmyłem twarz w strumieniu. Po chwili znów jechaliśmy razem. Do mety został nam tylko zjazd. Na zjazdach wykazywałem zdrowy rozsądek. Nawet dałem odjechać Adamowi. I tak na jedenj z chopek przed metą gp doszedełm. Podkręcając atmosfere w peletonie finiszowałem tuż za Adamem ze stratą jeden sekundy na: 230 miejscu open.

Po maratonie czas na regenaracje w gronie rodziny i ekpiy Alfa Wil Żary MTb Team. Na drugi dzień zroblilismy okrojoną rundę maratonu bez pocżątku i okolic Przesieki, w sumie lekko ponad 30 km, i w tym podjazd pod Chomontowa. A następnego dnia prawie cała trasa bez początku, bo trase zaczynaliśmy w Sososnówce. Ogólnie super pogoda, super wypad z familją.

sobota, 25 kwietnia 2009

MOON DUST RIDE

Czyli krótka zajawka o tym jak "trenujemy" nocą. Praca i obowiązki domowe zmuszają mnie i paru innych kolegów do jazdy wieczorem. Średnio 1- 2 h... Jedyny plus tego, że ruch na ulicach jest mniejszy i to, że mniej nocą wieje...

niedziela, 29 marca 2009

Puszczykowo- THULE CUP # 1


Od lat śledzę wyniki z Wielkopolskiej Ligi Masters Thule Cup. I w końcu się wybrałem. Koledzy z teamu w sumie mnie namówili. Powiem krótko: świetna impreza, świetna trasa- typowo pode mnie. Góra-dół, góra- dół, czyli tak jak lubię.Na starcie ustawili mnie na szarym końcu, ponieważ wyczytywano każdego po kolei wg. klasyfikacji z poprzedniego sezonu.

Tym razem była to impreza gdzie walczyłem z rówieśnikami lub zawodnikami starszymi od siebie. I w sumie nie było lżej niż zwykle, a wręcz przeciwnie. "Dziadki" dają rade. Na Thule poziom okazał się bardzo wysoki. A trasa jak już wspomniałem bardzo szybka. Runda 4,7 km nie dawała ani chwili odpoczynku.

Na pierwszej rundzie poszedłem ostro do przodu przedzierając się przez zawodników. Było ciasno, a kręte i wąskie ścieżki za bardzo nie dawały możliwości wyprzedzania. Na zjazdach atakowałem... I to z dobrym rezultatem, nawet udawało się wyprzedzić kilku na raz zawodników. Na 3 rundzie trochę mnie przytkało. Więc zluzowalem trochę. I w tym momencie doszedł mnie Zdzisiu i ... po prostu odjechał. Nie goniłem go ponieważ gdybym pociągnął za nim umarłbym. I tak na ostatniej rundzie dałem z siebie wszystko. To co lubie w XC to to, że cżłowiek na którymś z okrążeń wkręca się tak, że jedzie jak w hipnozie. Po 2-3 kółku człowiek wie co go czeka,za zakrętem, a trasa jest już luźniejsza i wszystkie zakręty, serpentynki, lekkie ścianki, można pokonać z pełną prędkością delektując się przy tym... Po prostu pure mountainbiking!

Pozycja 26 na 48. hmm. Najwązniejsze, że nie dostalem dubla. I to, że nie umierałem na trasie. Uważam, że na tym poziomie jak przetrenowalem zimę to wynik można uznać za przyzwoity.

Czy pojawię się na najbliższych edycjach THULE? Nie wiem, czas pokaże.