poniedziałek, 23 maja 2011

Singltrek pod Smrkiem

O tym jak było nie trzeba pisać...Wystarczy obejrzeć film z mojej kierownicy. Czad, czad i jeszcze raz czad...Ale od początku.

Po ostatniej wizycie na Singlu stwierdziłem, że trzeba to miejsce odwiedzić jeszcze raz. Ponieważ byliśmy już lekko ujechani i czułem niedosyt. Przy okazji obiecałem mojej żonie, że zabiorę ją na super traskę...
Korzystając z wolnego weekendu i super pogody wybraśliśmy się z ekpią: Tedzik, Dragon, ja, żona, Igor oraz Kiełbik w osobnym transporcie na wypad...Na miejsce miał dojechać też Adam M. ex. klubowicz i tak też zrobił, po wczesniejszym uzgodnienu koordynat miejca spotkania.
Igor
Pierwszą rundę zrobiłem wraz z Igorem, który podróżował na siedzonku. Ktoś powie- stary oszalał...! Otóż nie. Ponieważ ostatnimi czasy Igor w drodze do przedszkola karze mi wybierać najtrudniejsze ścieżki w parku miejskim, gdzie dwa lata z rzędu miał miejsce  wyścig dla dzieci i młodzieży po rozmowie z synem postanowiłem się  z nim przejechać po trasie. Singiel ma to do siebie, że praktycznie jest równy, nie ma korzeni ani kamieni, które powodowałby dyskomfort podróży w foteliku. Jedynym mankamentem tej wyprawy były "hopki", ale na nich wytracałem prędkość by mocno nie podskakiwać wraz z moim super pasażerem. Ogólnie Igorowi się podobało. Mnie również...w szczególności podjazd asfaltowym przerywnikiem...I tak po ponad półtora godziny dotarliśmy spowrotem na parking. I wtedy.....ATAK!
Tedzik
Druga runda to miała być czysta adrenalina i fun z jazdy. Pięć osób, praktycznie koło w koło na krętej ścieżce...I tak też było, co widać na załączonym filmie. Co prawda nie posiadamy mega umiejętnści w skokach czy innych trickach, ale singiel daje niesamowite wrażenia z jazdy, upajanie się jednością : ja i rower, jednakże o sekundę spóźniony skręt może skończyć poza trasą...


Podsumowując można powiedzieć, że żeby przekonać się jaką frajdę z jazdy daje singiel, trzeba po prostu się tam wybrać... POLECAM!

Kris on the track
Kiełbik aka Alberto
prepering to start



....

środa, 11 maja 2011

Grand Prix MTB Lubuskiego # 1 Drzonków 08.05.2011- english

This year I started season  later than last year, so I was not sure where I stand, what my form is. But I have to write that the start really satisfied me.Although the route in Drzonków did not belong to my favorites, becouse it was extremely flat profile, without any technic sections, but I did my best in 100%.

poniedziałek, 9 maja 2011

Grand Prix MTB Lubuskiego # 1 Drzonków 08.05.2011

Grand Prix MTB Lubuskiego #1- Drzonków- 3m kat. M3, 8 open- 1:49:58
Start


W tym roku dość późno rozpocząłem sezon, dlatego też nie byłem pewny na czym stoję. Ale muszę napisać, że ten start na prawdę mnie usatysfakcjonował.
Pomimo, że trasa w Drzonkowie nie należała do moich ulubionych, a wręcz przeciwnie do mniej lubianych ze względu na bardzo płaski profil, praktycznie żadnych "odcinków specjalnych" pojechałem na 100% swoich możliwości.
4 pętla
Od początku. Dystans  na edycji kończącej Grand Prix MTB Lubuskiego 2010 był o 16 km krótszy, czyli o dwie rundy. Nie wiedziałem co na ten temat myśleć, czy to dobrze, czy źle, czy wytrzymam mocne tempo, czy z początku jechać swoje. Jednak gry ruszyliśmy punkt 11:00 postanowiłem jak najmocniej się da pójść do przodu. Co prawda paru zawodników mi odjechało, ale starałem się zbytnio nie wychylać i jechać swoim tempem. Zalapałem się z "szosowcami" i rywalem z M3, niestety jeden z moich "konkurentów" z M3 miał kraksę...Na początku było ciasno, w połowie pierwszego kółka jechałem już tylko w 4 osobowej grupie, reagowałem na bardziej płaskich odcinkach na szarpnięcia szosowców. 
5 pętla


Na jednym z kółek doszliśmy dwóch zawodników  i była już nas szóstka. Na czwartym kółku zaczęliśmy zbliżać się do Speedka by go dogonić przed końcem 4 rundy. Po czterech rundach zerknąłem na czas przejazdu i byłem mile zaskoczony, ponieważ był on krótszy o 3 minuty niż  na zeszłorocznym wyścigu. Więc obserwując sytuację i oceniając swoje możliwości na dziś stwierdziłem, że spróbuje w miarę możliwości podkręcać tempo na singlowych odcinkach, które były minimalnie pod górkę, jednakże po bardzo nie równej nawierzchni, co sprawiało, że traciło się rytm jazdy, a ja lubię takie odcinki, więc tam dokręcałem i kontrolowałem sytuację w tyle, a wszystko to zacząłem na 5 okrążeniu. Moje zabiegi miały efekt w postaci porwania się pociągu. Na płaskim szutrowym odcinku odpoczywałem, by na "zmarszczkach" znów dokręcać. A wszystko po to by zgubić rywali z M3. Na szóstym kółku całkowicie wyszedłem na pierwszą pozycję by dokręcać tempo, jak najbardziej możliwe, ponieważ atak na jednym z minimalnych podjazdów nie miał sensu. I muszę przyznać, że plan się powiódł. Rywal z M3, Mariusz skoczył to przodu na jednym  z krótkich brukowych podjazdów, który był poprzedzony szutrowym odcinkiem...Ale został od razu zkontrowany  zawodnikami z DREAM TEAM'u i w tym momencie również skoczyłem za nimi. Skupiony tylko na tym, by dowieść obecną pozycję do mety. Jednak na mecie okazało się, że jeden zawodnik w barwach DREAM TEAM'u był z mojej kategorii. Jednakże 3 poz. w M3 i 8 open jest jak najbardziej dla mnie zadowalająca. Dobrze jest, gdy wyścig można uznać za udany, samopoczucie jest najważniejsze i samoocena startu, to wszystko w późniejszym czasie mobilizuje bardziej do działania.

poniedziałek, 2 maja 2011

Szklarska Poręba- 01.05.2011

Hmm, rzadko się zdarza, że w ciągu tygodnia jestem  dwukrotnie na treningu  w górach, ale jeśli nadarzyła się takowa sposobność, dlaczego by nie???!!! Tym razem wybrałem się jedynie z Bartuchem.
Początek treningu wyglądał identycznie jak w poniedziałek...Lolą do góry, a następnie w kierunku Kamieńczyka i całość trasy aż do zjazdu z Przedniej Kopy. Okolice koplani Stanisława oferują niezapomniane wrażenia widokowe...

Koplania Stanisława
Koplania Stanisława
Po zjeździe z Kopy (między turystami) skręciliśmy w prawo w kierunku Rozdroża Izerskiego dość długim zjazdem żółtym szlakiem by następnie skręcić ostro w lewo na zjazd który miał miejsce na pierwszych Mistrzostwach Polski w Maratonie MTB w 2003! Zjazd bardzo długi, który kończył się przy tablicy Świeradów Zdrój. I w tym momencie zaczęliśmy wspinaczkę w stronę Stogu Izerskiego. Tempo równe, piękna pogoda, super widoki...Czego chcieć więcej>??? Gdy dotarliśmy do skrzyżowania drogi od centrów Świeradowa na Stóg skierowaliśmy się w dół, by minąć miejsce mojej niefortunnej wywrotki z przed 15 lat!!!








 Po zaliczeniu centrum Świeradowa skierowaliśmy się na Sępią Góre- odcinek utkwił mi w pamięci z pierwszego maratonu G&G z 2001 roku!!! Podjazd smakowity...Później niebieskim szlakiem kierowaliśmy się już w stronę Rozdroża Izerskiego. Jakby nie było w jednym momencie zgubiliśmy trasę i gdyby nie turyści w środku lasu, ciężko było by nam wrócić na szlak. Jak się okazało musieliśmy gdzie "przestrzelić" jeden skręt. No ale za to zaliczyliśmy piękny podjazd na Kamienice:). Z tamtą już było tylko z góry do Rozdroża. Niestety...Przy rozdrożu nasz czas jazdy się skończył. Musieliśmy do Szklarskiej już zaatakować asfaltem....
Łącznie 65 km, 3:45 minut, prędkość max. 63,4 km/h:) Przy najbliższej okazji wybieram się znów w Izery!