|
pierwszy zjazd |
Właśnie do takich wyścigów i tras chce się wracać! Dlatego podobnie jak rok temu wybrałem się na
Puchar Środkowych Niemiec do Sebnitz, leżących na północnym krańcu
Saskiej Szwajcarii. Jest to przepiękna miejscówka na pograniczu Czech i Niemiec, która już w zeszłym roku mnie urzekła...
Na miejsce wybraliśmy się z rodzinką oraz Mathew i Tedzikiem. W drugim aucie podążał skład Pihulaków, ale niestety z przyczyn technicznych Zdzisław musiał zawrócić. Na miejscu mięliśmy się spotkać z Łukaszem. Do celu do Skiheim gdzie zlokalizowany był start dotarliśmy kwadrans po 9. Szybka rejestracja w biurze zawodów i po chwili ogarnięcia się byliśmy objechać rundę...
Muszę przyznać, że runda tym razem wydawała mi się o wiele łatwiejsza, a mały uskok na którym w zeszłym roku schodziłem jakoś się wypłaszczył:) Ogólnie wszystkie zjazdy jakoś złagodniały. Podejrzewam, że nawet gdyby był czas to i bym pokonał ściankę w kamieniołomie...
|
Zjazd do wąwozu |
Warunki pogodowe były podobne do tych z przed roku. Mokrawo i duszno. Tuz przed startem ustawiłem się przy końcu stawki. Start tym razem usytuowany był wyżej, na stoku narciarskim. Wpierw wystartowała kategoria mężczyzn bez licencji, w której rywalizował Tedzik oraz juniorzy bez licencji. Nowością była runda rozbiegowa....która była w sumie dobrym rozwiązaniem...Moja kategoria wraz mastersami II wystartowała ok. 5 min po starcie młodszych zawodników. Na pierwszym podjeździe stawka się rozciągnęła...Było wąsko, a przy pierwszym zjeździe zrobił się korek na kamieniach. Oczywiście miałem potworną butlę. Jedynym zawodnikiem do którego mogłem odnosić swoją dyspozycję był Mike. Jechał przede mną ale wyprzedziłem go...Techniczne fragmenty wchodziły mi jak trzeba, upajałem się jazdą w tym ciężkim terenie, ale najfajniesze doznania były w kamieniołomie, gdzie na pełnej prędkości wchodziło w zakręt pomiędzy skalami i trzeba było nieźle wyhamować...
|
wąwóz |
Tuż przed końcem pierwszego okrążenia Mike zaatakował i mnie wyprzedził. Poszedłem za nim...Starałem się trzymać koło, a tuż po pokonaniu sekcji zwanej "rock garden", zza zakrętem na podjeździe Mike stanął...widocznie miał ostatnio popularnym w naszym gronie black out:) To mnie zmobilizowało i celem tym razem był Czech na Epic'u 29-er. Doszedłem go na 3 rundzie na podejściu i wyprzedziłem...Niestety południowy sąsiad okazał się lepszy na zjazdach...Jak się okazało mój plan sie nie powiódł by go zaatakować na 4. rundzie ponieważ zawodnik elity juz skończył wyścig i my tez po 3. rundach musieliśmy zejść...Czekałem na Tedzika, który walczył na trasie. Moja dyspozycja na w trakcie wyścigu mnie satysfakcjonowała, jednakże jak się później okazało byłem ostatnim zawodnikiem w mojej kategorii, który ukończył wyścig.Cóż, gdybym jeździł po wynik, dawno musiałbym z tym wszystkim skończyć. Nie oszukujmy się to był Puchar Środkowych Niemiec i poziom był wysoki...Co dopiero okazało się na wyścigu ELITY mężczyzn, gdzie startował Łukasz Pihulak, pokonując 8 morderczych rund w super tempie, gdzie zajął 4. miejsce. Wraz z rodziną i ekipom mocno wspieraliśmy Łukasza na trasie oraz Olafa w kat. juniorów. Muszę tu dodać, że Igor, mój syn pomimo padającego już lekkiego deszczu okazał się najwytrwalszym kibicem na trasie:)
|
kibice |
|
Pihul rzeźnik na ściance |
Podsumowując powiem tyle, że MDC XC można porównać z polskimi Góralami na Start i chyba taka forma wyścigów mi najbardziej odpowiada. Wymagająca trasa, która wyściska z zawodnika wszystkie siły, ale przy okazji daje niesamowitą frajdę z jazdy i przypływ pozytywnych endorfin, bo tak odbieram trasę w SEBNITZ. Dodam tyle, że w międzyczasie mój Igorek potrnował jazdę na rowerku juz na dwóch kólkach, który opanował dosłownie dzień wcześniej...Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie w 2013 r. tez będę starał się tam wystartować!
|
GALERIA |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.