Gdybym zliczył przez te wszystkie lata, osoby z którymi spędziłem na rowerze wspólne kilometry wyszedł by pewnie peleton, przynajmniej małego wyścigu...
Co takiego we mnie siedzi, tkwi, że ciągle mnie napędza by jeździć, ścigać się i cieszyć się każdym pokonanym kilometrem? Nie zawsze jest różowo, ale zabawne jest jedno pytanie ludzi, z którymi jeszcze kilka lat temu, czy nawet rok, dwa miałem wspólne tematy: "Czy jeszcze jeździsz?" Odpowiadam bez wahania: "TAK!", no i po chwilowej konsternacji i zakłopotaniu pytającego jakby to co robił było powiedzmy już wstydliwe czy nie modne temat się urywa.
Ludzie zaślepieni chwilową pasją nie do końca zawsze czuli bluesa. Może po prostu szukali czegoś innego w życiu, ale na początku odznaczała ich motywacja, ekscytacja, potem już chwile zwątpienia i rezygnacja. Wpierw mają wymówkę, że nie ma sprzętu, że nie ma XTR'a, to rower nie jedzie...Bulą grube tysiaki na sprzęt, a po chwili jest rozczarowanie, ponieważ niestety rower sam nie jedzie...I wtedy przychodzi zwątpienie...Jeśli się tego nie przetrzyma, to już po kolarzu, w tym momencie już zakończył "karierę". Niestety pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Trening to jedno, talent i warunki fizyczne to drugie...Dodam, że w mojej teorii jest jeszcze motyw "zarobionego", który mówi, że nie ma nigdy na nic czasu, że szkoła, że praca...Wystarczy trochę zorganizowania i motywacji, ale przecież nikogo nie można do niczego zmuszać.
Syndrom juniora też jest dobry. Młodzieniec rozochocony wygrywaniem "ogórków" po przejściu do elity dostaje zimny prysznic i kasa od babci za medale i dyplomy się kończy...
I tak ludzie zmieniają sie wokół mnie jak w kalejdoskopie, oczywiście jest to duże uogólnienie, ale chyba jest mi to już obojętne, robię swoje, nadal cieszę się swoją pasją i niekończącą się na swój sposób przygodą. To tylko od nas samych zależało będzie jak będziemy odbierać nasze rowerowanie. . Ja już dawno przeszedłem przez wszystkie etapy i znam swoje miejsce w peletonie.
Także wszystko powinniśmy przyjmować na spokojnie, bez jakichkolwiek mega planów...Jeśli ktoś ma zostać mistrzem wszystko przyjdzie powoli samo.
P.S. Podobieństwo do osób czy zdarzeń jest czysto przypadkowe i pamiętajcie:
"Szukaj sposobu, a nie powodu."
Są jeszcze ludzie wypaleni po wieloletnich treningach i startach. Ludzie którzy nie chcą robić z tego jeszcze jednej pracy. Spełnieni jako zawodnicy. Ja odpuściłem sobie starty po 8 latach ścigania. Teraz wsiadam na rower wiosną jak każdy amator i mam z tego dużo więcej frajdy niż w czasach gdy trenowałem ostro w zimnie, deszczu i ciemnościach, tylko po to by osiągnąć lepszy wynik w sezonie. W kolarstwie nie chodzi o wygrywanie tylko o ściganie a to czy ścigasz się z najlepszymi zawodnikami w Polsce czy w mieście nie robi dużej różnicy.
OdpowiedzUsuńTak chciałem się tylko podzielić swoim spojrzeniem na ten temat:)
Pozdrawiam
Tomek. były zawodnik WKK