niedziela, 3 października 2004

Maraton GRYFA POMORSKIEGO III edycja- BINOWO


Dwa tygodnie temu pisałem, że to niby już koniec sezonu. Ale jednak nie. Jak ktoś chce może ścigać się cały rok. Ale ja mam już dość, mimo tego,że ani jeden  mój maraton w tym roku nie przekroczył 70km, a było ich w sumie 7.


Binowo- nie miałem ochoty gnać ponad 250 km na północ kraju, by ścigać się w deszczu i błocie. Ale pogoda była pod koniec tygodnia coraz ładniejsza i zdecydowałem się na ostatni start w tym roku tym bardziej, że Bartek i Damian tez chcieli jechać, a na miejscu miał być Daras z Karlosem.
W nocy z soboty na niedziele w ogóle nie mogłem usnąć, a gdy już zmrużyłem oko o 2:30 obudził mnie świst schodzącego powietrza. W pierwszej chwili pomyślałem, że SID nie wytrzymał i tłumik strzelił, ale myliłem się całe szczęście to tylko dętka...Ale jak może strzelić. No i już do 5:30 bo o tej godzinie mieliśmy wstać nie mogłem zasnąć. Już sobie myślałem, że z wyścigu nici.
O 5:30 wstałem i od razu zabrałem się do zmiany dętki. Jak się okazało dziura była od strony obręczy, ale jak to możliwe, bez jazdy i wystających szprych.
6:30 start! Trzy maszyny na dachu i w drogę do Binowa. Niedzielny poranek przywitał nas małym ruchem na drodze więc na miejsce dotarliśmy punktualnie spotykając po drodze Daras'a.
Lokalizacja maratonu dość ciekawa.  W oddali było widać Puszczę Bukową gdzie mieliśmy się ścigać. Ale ja już na starcie wiedziałem, że ścigania dziś nie będzie.
Odebraliśmy to co nasze i krótka rozgrzewka. Na starcie ustawiliśmy się 15 minut przed, a nie tak jak na BM godzinę przed, co jest mniej męczące.

Start o stałej porze:)) 11:00 i ogień za samochodem prowadzącym- tyle mojego. Bartuch i Damian tylko mnie minęli. Przez chwilę jeszcze jako tako jechałem na kole Bartuchowi, ale nie wytrzymałem. Teraz tylko czekałem na Darasa i Karola, bo start mam w miarę dobry, ale reszta:(( 
Daras dogonił mnie jeszcze przed  wjazdem w Puszczę, więc wiedziałem że nie powalczę. Ale co tam:)) Po wynik i tak nigdy nie jadę, jadę dla przyjemności. I tak powiem szczerze, że byłem mile zaskoczony trasą, która mi przypominała nasz "Zielony Las". Mimo, że na początku trasa prowadziła polami, które za bardzo mi nie leżą, to później lepsze atrakcje były w lesie. Trochę błotka oraz ciekawe techniczne zjazdy, gdzie techniką nadrabiałem braki wytrzymałościowe.
Na odcinku asfaltowym dogonił mnie pociąg- przez chwilę utrzymałem koło, ale później już odpuściłem. Najgorszym odcinkiem było pole, gdzie trawa i małe muldy do końca wytrzepały ze mnie siły.
Później dwie ścianki. Pierwszą pokonałem na rowerze, a drugą.... pod koniec z buta. Na bufetach nie stawałem, bo gorąco nie było więc bidon mi wystarczył.
No i tak na 50 km już pragnąłem ujżeć metę. Jadę, jadę i nic. Tak, pomyliłem drogę. W sumie nadrobiłem 3 km:))
Gdybym jechał mając  w nogach "szmoc" i pomylił trasę mógłbym być zły na organizatorów, ale dziś olałem to. Wjeżdżając na metę obawiałem się, że za mną już nikogo nie będzie:)

Ogólnie impreza godna polecenia, jest to alternatywa dla BM, bo za niższe wpisowe - 35 zł dostaliśmy:
1. Powerade + 2 batony 
2. Ciepły posiłek gratis ( kiełbaska z grilla i żurek)
3. Zdjęcie ( ja nawet 2).
No i atmosfera z super pogodą.

WYNIKI:

1. DARAS -          5 w M3  2:14:01
2. DAMIAN-        6 w M1  2:16:30
3. BARTUCH-    17 w M2  2:17:27
4. KARLOS-       13 w M3 2:21:56
5. KRIS-              33 w M2 2:36:32

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.