Wyścig Żary XC 2005, który odbył się 5 czerwca, był kolejnym wyzwaniem w mojej krótkiej karierze kolarza amatora. Po nawet udanym debiucie w Siodle, tym razem ze swojego wyniku nie mogę być dumny. Był to dla mnie taki "zimny prysznic", po tych wszystkich pochlebnych opiniach z jakim się spotkałem. Niestety, pomimo pełnego profesjonalizmu jakim wykazali się organizatorzy, z tego startu nie
mogę być dumny. Pierwszym błędem jaki popełniłem, było nie zjedzenie śniadania, co objawiło się już na drugim okrążeniu utratą wszystkich sił. Kolejnym niedomaganiem było przemienienie którego nabawiłem się kilka dni przed wyścigiem. To na tyle, jeśli chodzi o moje usprawiedliwianie się. Przejedzmy do
samego wyścigu. Tym razem pamiętam wszystko bardzo dokładnie, w odróżnieniu od
Siodła, które wspominam jak przez mgłę.
mogę być dumny. Pierwszym błędem jaki popełniłem, było nie zjedzenie śniadania, co objawiło się już na drugim okrążeniu utratą wszystkich sił. Kolejnym niedomaganiem było przemienienie którego nabawiłem się kilka dni przed wyścigiem. To na tyle, jeśli chodzi o moje usprawiedliwianie się. Przejedzmy do
samego wyścigu. Tym razem pamiętam wszystko bardzo dokładnie, w odróżnieniu od
Siodła, które wspominam jak przez mgłę.
Start ze stadionu "Syrena" pozwolił na błyskawiczne oddzielenie się prawdziwych rzeźników od reszty, która nietraktuje tego sportu aż tak poważnie. Jakimś cudem, przez półtora okrążenia,
udało mi się utrzymać w czołówce. Niestety niefortunny upadek zakończył moje daremne zmagania z tym, aby utrzymać się w czołówce.
Moja pierwsza kraksa zmusiła mnie do samotnego pedałowania, co jak wie każdy na dłuższą metę nie może zakończyć się powodzeniem. Więc walczyłem tak sam ze sobą i trudnościami terenu, aż nie spostrzegłem nadciągających z tyłu zawodników, którzy
sukcesywnie mnie doganiali. Kolejna wywrotka ( tak to bywa, gdy trasa prowadzi w prawo a ja skręcam w lewo ) spowodowała, że kolejni zawodnicy zaczęli mnie wyprzedzać. Całe szczęście ( bez obrazy) nie byli to wytrawni kolarze, coś w moim pokroju, tak że mogłem z nimi nawiązać walkę, a kilku nawet wyprzedzić. Szkoda, że licznik od samego początku odmówił mi posłuszeństwa, tak że nie wiedziałem ile przejechałem, a ile mi jeszcze zostało. Bardzo "miłym" akcentem było zdublowanie mnie przez trzech czołowych zawodników, fakt ten miał miejsce
na moim czwartym okrążeniu. Kolesie pomknęli jak strzała i tyle ich widziałem . Musze przyznać że ten wyścig to była dla mnie prawdziwa droga przez mękę, zdecydowane zróżnicowanie wysokości terenu dało mi się we znaki, tak samo jak przeziębienie i brak śniadania. Najgorszym odcinkiem trasy był dla mnie ten biegnący obok szosy. Nie był to nadzwyczaj stromy podjazd, lecz jak się okazało w rozmowach po wyścigu, sprawił on trudności wielu zawodnikom. Także strome
zjazdy były dla mnie karkołomnym wyzwaniem, brak techniki i opony "uniwersalne"
powodowały, że jechałem w dół bez możliwości jakiegokolwiek manewru.
Po prawie półtoragodzinnym zmaganiu szczęśliwie dojechałem do mety, gdzie była
już większa część startujących. Mimo nienajlepszego miejsca byłem zadowolony,
że udało mi się dojechać, bo był to bardzo dobry trening i możliwość
spróbowania się z innymi zapaleńcami, a dla Krisa - sprawdzenia swojego nowego
bika .
udało mi się utrzymać w czołówce. Niestety niefortunny upadek zakończył moje daremne zmagania z tym, aby utrzymać się w czołówce.
Moja pierwsza kraksa zmusiła mnie do samotnego pedałowania, co jak wie każdy na dłuższą metę nie może zakończyć się powodzeniem. Więc walczyłem tak sam ze sobą i trudnościami terenu, aż nie spostrzegłem nadciągających z tyłu zawodników, którzy
sukcesywnie mnie doganiali. Kolejna wywrotka ( tak to bywa, gdy trasa prowadzi w prawo a ja skręcam w lewo ) spowodowała, że kolejni zawodnicy zaczęli mnie wyprzedzać. Całe szczęście ( bez obrazy) nie byli to wytrawni kolarze, coś w moim pokroju, tak że mogłem z nimi nawiązać walkę, a kilku nawet wyprzedzić. Szkoda, że licznik od samego początku odmówił mi posłuszeństwa, tak że nie wiedziałem ile przejechałem, a ile mi jeszcze zostało. Bardzo "miłym" akcentem było zdublowanie mnie przez trzech czołowych zawodników, fakt ten miał miejsce
na moim czwartym okrążeniu. Kolesie pomknęli jak strzała i tyle ich widziałem . Musze przyznać że ten wyścig to była dla mnie prawdziwa droga przez mękę, zdecydowane zróżnicowanie wysokości terenu dało mi się we znaki, tak samo jak przeziębienie i brak śniadania. Najgorszym odcinkiem trasy był dla mnie ten biegnący obok szosy. Nie był to nadzwyczaj stromy podjazd, lecz jak się okazało w rozmowach po wyścigu, sprawił on trudności wielu zawodnikom. Także strome
zjazdy były dla mnie karkołomnym wyzwaniem, brak techniki i opony "uniwersalne"
powodowały, że jechałem w dół bez możliwości jakiegokolwiek manewru.
Po prawie półtoragodzinnym zmaganiu szczęśliwie dojechałem do mety, gdzie była
już większa część startujących. Mimo nienajlepszego miejsca byłem zadowolony,
że udało mi się dojechać, bo był to bardzo dobry trening i możliwość
spróbowania się z innymi zapaleńcami, a dla Krisa - sprawdzenia swojego nowego
bika .
Relacja II
Wyścigu o puchar burmistrza Żar, który odbył się 05.06.2005r. w „Zielonym Lesie” nie zapomnę nigdy. Mogłem się tam zmierzyć z prawdziwymi zawodowcami, a zarazem amatorami Kolarstwa Górskiego MTB. Było tam wiele znajomych z klubu „Żary MTB Team” i innych osób z poza klubu i innego miasta.
Godzina 12:00- wszyscy ustawiają się na start. Po chwili czekania nagle rozległ się głos START. Wszyscy ruszyli do przodu, a ja za nimi. Trzymałem koło przeciwnikowi. Gdy dojechaliśmy do pierwszego podjazdu peleton nieco się rozciągnął. Po dojechaniu do pierwszej pętli, która zaczynała się stromym zjazdem wszyscy narzucili tempo. Na tym zjeździe miałem ok. 45km/h. Koniec zjazdu i gwałtowne hamowanie przed korzeniami. Po przejechaniu 300m miałem do pokonania dosyć stromy podjazd w kierunku źródełka Po pokonaniu podjazdu skręt w lewo i prawie pionowy zjazd – SKOCZNIA. Miałem tam na liczniku 56,4km/h. Pod koniec zjazdu wyrzuciło mnie w górę, miałem uczucie, że jestem w powietrzu chyba na pół metra. Ciągle trzymałem koło jednemu kolesiowi. Gdy już zobaczyłem podjazd pod Baszte, koło schodów za późno zredukowałem bieg i koleś mi odjechał. Po pokonaniu tego podjazdu zaczynała się następne okrążenie.
Na 4 okrążeniu dogonił mnie Szeker. Próbowałem utrzymać mu koło, ale niestety byłem za słaby i mi odjechał na zawsze.
Również na 4 okrążeniu dogonił mnie Kris. Na drugim zjeździe ( skoczni) puściłem go bo mnie o to prosił. Gdy zacząłem robić 5 pętle trochę osłabłem, dlatego że nic wcześniej nie jadłem i organizm stawał się coraz słabszy. Ale jakoś wytrwałem do końca.
Po dojechaniu do METY od razu stanąłem i coś musiałem zjeść żeby zregenerować siły. Gdy nagradzano najlepszych i jak przeczytali moje nazwisko to byłem bardzo zaskoczony, że zająłem 4 miejsce w kategorii junior. Byłem przekonany, że zajmę dalszą pozycje na liście, a to dlatego że 2 osoby nie ukończyły wyścigu.
Ten wyścig o „Puchar burmistrza Żar” bardzo mnie dużo nauczył. Trzeba być silnym psychicznie i fizycznie i zarazem bardzo odpowiedzialnym za siebie i za innych na trasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.