wtorek, 21 czerwca 2011

V Heavy 24 h MTB Race, Chemnitz, Niemcy

 Mogę śmiało powiedzieć, że ten wyścig był najbardziej wyczekiwaną imprezą w tym sezonie. 
Niestety nie obyło się bez zgrzytów i problemów przy "formowaniu" składu, ale w końcu udało się wystawić mojemu klubowi magiczną ósemkę w składzie podobnym do zeszło rocznego, czyli: Tedzik, Bartuch, Barthez, Żółty, Kiełbik, Strażak, Zbychu no i ja. W tym roku do pomocy mięliśmy Fast Przema, który miał nas wspomagać w strefie zmian. Można by rzec, że skład mniej więcej na tym samym poziomie jak rok temu, ale wszystko się miało okazać w praniu.
acht fantastische

Na miejsce dotarliśmy przed 9:00, już bardziej doświadczeni zeszło rocznym startem, więc bez problemu wszystko ogarnęliśmy. Dostaliśmy tym razem niebieski T-shirt z logo imprezy... U nas się już nawet nie daje t-shirtów na imprezach, po prostu kolarz ma płacić a nie się ubierać:)

Punkt 12:00, na pierwszą zmianę poszedł Kiełbik...Dla przypomnienia dodam, że kiełbas trenuje od 1,5 miesiąca i nie jest w swojej szczytowej dyspozycji, więc tu nie mogliśmy spodziewać się cudów po Arku jakie wyprawiał rok temu. Reszta załogi? Każdy dawał z siebie wszystko. Moja pierwsza zmiana wypadła po Tedziku, byłem czwarty w kolejce. W strefie zmian opanowaliśmy zmiany do perfekcji, opaskę woziliśmy w bidonie, co pozwalało nam oszczędzić cenne, sekundy. 

strefa zmian
w oczekiwaniu na zmianę



Niestety, moja zmiana nie należała do najszybszych, po prostu czułem, że nie jadę na 100% moich możliwości, tak jakby mnie przytkało. Ale następna runda była już lepsza, a później jak się okazało była najlepsza!!!- 18 min 21 sek. i niestety nie udało mi się zrobić czasu poniżej 18 minut. Runda była delikatnie zmieniona względem roku poprzedniego...Czy była szybsza? Hmm, pewne odcinki, które skracały rundę zostały zastąpione dłuższymi, ale mniej "extremalnymi", ponieważ w nocy padało przed wyścigiem, a tamte miejsca były mocno błotniste.
Jak już jestem przy pogodzie to wspomnę, że nie było za fajnie. W dzień pochmurno, lekki deszczyk, a w nocy chłodno, ale i tak atakowaliśmy na krótko. By w niedziele już zmagać się z przelotnymi opadami deszczu.- Raz słońce, raz deszcz...
tuż przed strefą zmian


Po pierwszej rundzie jechaliśmy po dwie rundy na raz. O dziwo czasy były zbliżone, każdy szedł na 110% swoich możliwości. Gdy udało się na szutrach złapać szybkie koło i utrzymać je, było dobrze, ale gdy jechało się samemu, było o  wiele gorzej. Ze dwa razy jechałem z "kolesiami" z czwórek, którzy jechali w granicach  moich możliwości na zmiany, które bardzo ułatwiały jazdę na szutrowych odcinkach, które na prawdę były szybkie.
ogień


Po pierwszych okrążeniach zajmowaliśmy raz 7 raz 10 miejsce, zależy jak się układały nasze zmiany. W naszym teamowym namiocie panowała wesoła atmosfera, gdzie przyświecało nam hasło: "SIŁA i HONOR" oraz bardziej cenzuralne, którego nie przytoczę. Pomimo sielankowego melanżu wszyscy starali się dawać z siebie wszystko, nie było mowy o obijaniu!
W nocy, gdy jechałem na jednej ze zmian, moja lampka na najszybszym odcinku po prostu opadła, przez chwilę jechałem w zupełnej ciemności, ale udało mi się wyhamować i dokręcić lampkę, ale przez chwilę miałem ciepło!
noc
W tym roku nawet udało mi się zdrzemnąć...w aucie. Moja poranna zmiana wypadła ok. godziny 6:00, więc gdy Tedzik był na trasie ja się rozgrzewałem i nagle do namiotu wpada Tedzik i krzyczy, że zapomniał chipa, więc ja od razu wsiadłem na rower i zacząłem z nie nacka swoją rundę. I takim sposobem spadliśmy na 13. miejsce. Cóż, to jest sport i różne rzeczy się zdarzają, jednakże pozostaje pewien niedosyt, bo mogliśmy walczyć o 7 miejsce. Podobnie jak rok temu od rana zaczęliśmy odrabiać straty. Z początku traciliśmy ponad 6 minut do 12. miejsca, ale z okrążenia na okrążenie ciągnęliśmy lepiej. Na mojej ostatniej zmianie, a była to praktycznie przed ostatnia zmiana zespołu dałem z siebie wszystko, aczkolwiek jechałem w gorszych warunkach bo po deszczu. Wyobraźcie sobie, że Kiełbas poleciał na ostatnią zmianę i 20 sek. przed zamknięciem trasy wpadł w strefę zmian, Początkowo był plan by ostatnią zmianę poleciał Bartuch, ale mogliśmy za dużo czasu stracić na zmianę, więc Zbychu wypchał Kiełbika na ostatnia rundę...I odrobił dwie sekundy nad 12 teamem i wskoczyliśmy na 11. miejsce.
Super, a emocje trzymały nas bardzo długo, dlatego też wyścig 24 h jest jedyny w swoim rodzaju, tym bardziej jak się jedzie dla drużyny i walczy o jak najlepszy czas. Tak jak rok temu gdy zwijaliśmy klamoty zrobiła się piękna pogoda....
ostatnie minuty wyścigu
Łącznie zrobiłem 10 rund, co daje ok. 90 km, w czasie 3:36 min

Czy za rok pojedziemy? Ja chętnie...ale czy znajdzie się skład..............?

1 komentarz:

Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.