Tak się składa, że dziś miałem wolne...Pogoda co najmniej niezbyt sprzyjająca i zachęcająca na rower czy też trening....ale jednak się wybrałem z moim kompanem Tedzikiem do lasu...Tak właśnie do lasu...Zielonego Lasu. W tym sezonie starałem się więcej wjeżdżać do teren i nie tylko w koło Wierzy Bismarcka, która jest mekką żarskich bikerów, czy to zrzeszonych w klubie czy tez nie...
Każdy zaawansowany MTB'er żarski i z okolicy wie gdzie się ona znajduje...Jazda dookoła wierzy jest fajna do czasu, ponieważ ostatnie deszcze i roboty ziemne spowodowały, że zjazd ten jak na mój poziom techniki stracił na płynności. Otóż do czego zmierzam...? Dzieje się tak, że jakoś zatraciła się w nas, w naszej ekipie, klubie radość i przyjemność z eksploracji terenu. Chłopcy za bardzo skupiają się na jednym obszarze, a nasz las ma na prawdę potencjał. W głowie mam nie jedną trasę na 50 km w na prawdę mocnym terenie, dlatego też zaraz po objechaniu wspomnianej wierzy pojechaliśmy na drugą wierzę i szybkim zjazdem czarnym szlakiem pomknęliśmy w dół, by następnie udać się do wioski Łaz. Tam objechaliśmy 99% trasy wyścigu ŁAZ XC. Zrobiłem się jakiś sentymentalny ostatnio, ale to chyba dlatego, że już czuć jesień...Sama przejażdżka była rewelacyjna, pomimo, że nie czułem jakiejś mocy w nogach, czy mega przyjemności z jazdy. Po prostu sobie jechałem, gaworzyłem z Tedzikiem, bez spinki... bez stresu, czy spoglądania na zegarek. Właśnie tego mi brakowało. Wolnej jechanki bez jakiegokolwiek celu....Po Łazowie pokazałem Tedzikowi szyb pokopalniany w okolicach Olbrachtowa.... Łącznie ponad 25 km czystego terenu...Trzeba to powtórzyć!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.