wtorek, 16 maja 2017

Być kibicem, być kolarzem

fot. Piotr Łabaziewicz
Sprawozdanie z weekendu zacznę nie od mojego wyścigu, w którym brałem udział, tylko od imprezy, która miała miejsce na moim terenie, moim Zielonym Lesie- a mianowicie III edycja Kaczmarek Electric MTB.
Z Aśką, osobą, która jest odpowiedzialna za organizację w danym mieście znam się od paru lat. Na jesień poprosiła mnie o wytyczenie trasy. Przyznam, że początkowo byłem sceptycznie do tego nastawiony, lecz z czasem sprawy obrały inny tok. Pierwsza jak i druga wersja trasy nie wypaliła, a trzecia się już przyjęła, a Aśka wprowadziła korekty.


Jako ortodoks cross country nie miałem zamiaru startować w maratonie, gdyż w ten dzień miałem zaplanowany start w Czechach w wyścigu Hradek XC, który rok temu zdobył moje serce. Tak się złożyło, że impreze u południowych sąsiadów przeniesiono na sobotę, więc niedziela w zasadzie była wolna.
Nie zastanawiając się, zwołałem kilka osób, w tym rodzinę i o godzinie 11 -ej byliśmy już na kultowej trasie, którą  na co dzień wykorzystuję do treningów XC. Bardzo mnie ciekawiło, jak maratończycy z połowy stawki będę sobie radzić, jakby nie było z trudnym terenem. Zjazd "amator", "górka Maaskantje", podjazd pod "agrafki", to był nasz rejon, który nie jeden uczestnik albo go znienawidzi, albo przyjedzie się na nim odgryźć!

Jaki jest przepis na dobrego kibica? Moim zdaniem trzeba samemu chociaż raz wystartować i poczuć krew w płucach, ten ból w udach, łydkach, a wówczas będziemy wiedzieć ile wysiłku trzeba włożyć by w ogóle ukończyć taki wyścig, a co dopiero wygrać. Dla mnie najlepsi kibice to Czesi- tam jest niesamowity wymiar, tam ludzie bardziej to czują.  Nawet na wyścigu na poziomie lokalnym, a nie wspominając na Pucharze Świata, czy Mistrzostwach Świata, na których miałem okazję być. Oczywiście w Polsce też tak jest ale to raczej na grubszych imprezach, np. MP, Maja Race...

Sprzęt kibica, to wszystko to co robi hałas- kołatki, trąbki, grzechotki oraz przede wszystkim motywujące okrzyki!

Myślę, że część uczestników spotkała się z takim dopingiem na trasie po raz pierwszy!
Dawno się tak dobrze nie bawiłem, a myślę, że sporo zawodników zapamięta ten wyścig na zawsze, bo nie prędko, gdzieś na polu spotkają grupę oszołomów, którzy będą zagrzewali ich do jazdy, a być może nasza akcja zmobilizuje innych do tego typu działań.








3 komentarze:

  1. Mistrzowski doping, bylem , widziałem, niestety z powodu defektu nie dojechałem do "strefy kibica" ale przy takim dopingu przefrunąłbym przez "Maaskantje" i agrafkę, która "udało" mi się do tej pory dwa razy przejść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko przebita dętka, ale jechać się nie dało. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.