W miniony weekend przyszło mi się zmierzyć ponownie z Łysą Górą. To miejsce ma swój urok, klimat i dlatego lubię tam wracać! Gdy wyjeżdżaliśmy z Żar niebo nie zapowiadało pięknej pogody jaka później nas przywitała.
O 11 na start wyruszyły dzieci. Organizatorzy wyszli ze świetnym pomysłem zorganizowania małej pętli dla najmłodszych kolarzy- nazwanej pętlą KUBUSIA. Szczyt Łysej Góry nie jest zbyt płaski ale udało się wytyczyć trasę w miarę możliwości dla dzieci. Igor jako jedyny startował na "klasycznym" rowerze, reszta dzieci na rowerkach biegowych. Po starcie został zblokowany i został mu tylko bieg jak w przełajach, aż do najwyższego punktu trasy, a później już szybki zjazd do mety. Emocji nie brakowało, a każde doświadczenie jak wiadomo uczy. Igor wśród chłopców do 6 lat zajął 2, miejsce.
Tuż po starcie dzieci miał wyścig starszych kategorii, a następnie juniorów, seniorów i kobiet.
Warunki na Łysej nie były najlepsze, tak jak ostatnio, ponieważ opady deszczu mocno zmoczyły trawiasty stok co utrudniało znacząco jazdę. Po starcie jak zwykle na rundzie rozbiegowej było bardzo ciężko złapać oddech, ale już po wjeździe do lasu było lepiej, złapałem swój rytm. Niestety nie na długo, bo po pierwszym zjeździe na polance zatrzymał mnie dźwięk tylnej przerzutki wkręcający się w szprychy... Cóż...od razu przed oczami miałem cenę z allegro...Po prostu shit happens.W sumie to dawno nie miałem takiego defektu, bojarze w 2000 roku gdy urwałem XTR 952.
Po chwili nerwa skupiłem się na doprowadzeniu roweru do stanu używalności. Parę wprawnych ruchów imbusami, rozpięcie łańcucha i mogłem już spokojnie kontynuować jazdę. Oczywiście nie było to perfekcyjnie zrobione ale można było jechać. Moim założeniem było ukończenie wyścigu, bo przecież nie po to jechałem 120 km by po 2 km skończyć rywalizację. I tak powoli toczyłem się pod górę, walcząc ze stromym stokiem Łysej Góry i tylną przerzutką. Nie było najgorzej bo dogoniłem paru maruderów. Po przekroczeniu linii mety poinformowałem obsługę, że w razie czego jak mnie długo nie będzie niech czekają, bo mam nie do końca sprawny rower. Najgorzej było na zjazdach ponieważ połowy wózka nie miałem więc łańcuch spadał, więc zanim wszystko wróciło do normy musiałem się zatrzymać. I tak ukończyłem kolejny wyścig w mojej "karierze" unikając DNF...Zająłem 8. pozycję w kat. 19-34 lata, będąc ostatnim zawodnikiem. Nie zamierzałem schodzić z trasy, myślę, że dałbym wtedy zły przykład Igorowi, który czekał na nie z żoną na szczycie. Niech młodzież wie, że liczy się udział i dobra zabawa, a wyniki to rzecz drugorzędna, no chyba, że jedziemy w Pucharze Świata!
Po moim przyjeździe odbyła się dekoracja zwycięzców, gdzie mój syn Igor został nagrodzony srebrnym medalem w kat. dzieci to lat 6.
Po dekoracji moja żona Kasia zapragnęła przejechać jedną rundę wyścigu. Niestety nie mogłem jej towarzyszyć ponieważ Igor nie za bardzo chciał zostać z Dragonem, więc Kasia pojechała ze wspomnianym Dragonem, a my w tym czasie z Igorem rozkoszowaliśmy pięknem miejsca i chwili.
Reasumując Łysogórki to klimatyczny wyścig, w pięknym miejscu. Przy dobrej pogodzie dostarcza moc niezapomnianych widoków. Ten wyścig był moim 4. na Łysej i z pewnością tam powrócę by odegrać się na Łysej i pokonać trasę poniżej 1 h.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wkrótce pojawi się na blogu.