Przed nami Nowy Rok. Co przyniesie nie wie nikt. Miejmy nadzieję, że będzie dobry. Najważniejsze by nie był gorszy od poprzedniego. Chociaż osobiście nie mogę twierdzić, że mijający rok był zły. Sobie i wszystkim innym kolarzom amatorom i nie tylko życzę przede wszystkim zdrowia i więcej czasu by móc oddawać się swojej pasji.
I wish for all bikers and not only for them: first of all a good health and more time for your passion. Kris
sobota, 31 grudnia 2011
piątek, 16 grudnia 2011
Planowany kalendarz startów
W dziale KALENDARZ STARTÓW zamieściłem planowane wyścigi na przyszły sezon. Nie jest zbyt obfity, jednakże wszystkie imprezy są niedaleko od Żar, maksymalnie130 km i większość jest do zrobienia. Jednak życie zweryfikuje plany. Połowa imprez jest w Niemczech, jednak brakuje imprezy Heavy 24 h. Nikt na razie nie wspomina o niej więc się nie wychylam.
niedziela, 11 grudnia 2011
Grudniowa przejażdżka
Niedziela, przedpołudnie, temperatura lekko ponad plus. Zaliczyliśmy ok. 30 km po płaskich terenach na zachód od miasta. Trochę błota, lekki wiatr. Ogólnie wypas. Oby częściej miały miejsce takie wypady i żeby zima nie dowalała śniegiem:)
poniedziałek, 5 grudnia 2011
Are You ready?
W sobotnie popołudnie korzystając z chwili wolnego wziąłem się za przyszykowanie roweru do sezonu trenażerowego:) Założyłem stary napęd, starą przerzutkę Deore oraz koło wraz z oponą. Myślę, że od połowy grudnia zacznę lekkie wprowadzenie do treningów, a od stycznia jak tylko czas i motywacja będzie pozwalała będę ostro brał się do roboty.
niedziela, 27 listopada 2011
Listopadowa przejażdżka
Pomimo, że grudzień tuż tuż to w niedzielne przedpołudnie wybrałem się Tedzikiem na przejażdżkę. Ciężko to nazwać treningiem, ponieważ tempo iście spacerowe, a że pogoda była wiosenna zrobiliśmy parę kilometrów. Tym razem naszym celem był zielony szlak, który już zaliczyliśmy wspólnie na początku sezonu. Idealna trasa do takiej przejażdżki, która od nas nie będzie wymagała sporego wysiłku czy też umiejętności technicznych. Płasko jak po stole, nawet trochę piachu co przypominało mi trasy z zielonogórskiego GP. Na otwartych odcinkach, przy skraju lasu trochę wiało, momentami nawet mocno, ale to nam w ogóle nie przeszkadzało. Jak to na takich jazdach bywa rozmawialiśmy na różne tematy. Łącznie wyszło nam 2 h jazdy i ok. 35 km...
piątek, 25 listopada 2011
PLEBISCYT NA NAJPOPULARNIEJSZEGO SPORTOWCA ZIEMI ŻARSKIEJ I ŻAGAŃSKIEJ
Ruszył kolejny PLEBISCYT NA NAJPOPULARNIEJSZEGO SPORTOWCA ZIEMI ŻARSKIEJ I ŻAGAŃSKIEJ. Mój klub reprezentuje Mateusz Miedziński. Sezon 2011 Mateusz może zaliczyć do bardzo udanych. Wielokrotnie zdobywał medale na wyścigach organizowanych w całym kraju. W ciągu całego sezonu, aż 20 razy stawał na podium w tym 7 razy na najwyższym jego stopniu, wygrywając wyścigi w swojej kategorii.
wtorek, 22 listopada 2011
Podsumowanie sezonu 2011
Jesień...jak zwykle to czas podsumowań. W sumie nie wiem od czego zacząć, ale pierwsza myśl jaka mi się nasuwa to to, że w tym sezonie zacząłem bardzo późno ściganie...bo aż dopiero w maju. Bywało, że pierwsze wyścigi zaliczałem w lutym/marcu, a w kwietniu to już musowo...No wyszło jak wyszło...Z cyklu Grand Prix Lubuskiego wypadł Gubin więc pierwszy start był w Drzonkowie w maju.
sobota, 12 listopada 2011
Przełaje- Puchar Polski IV seria okiem kibica...
W Dzień Niepodległości- 11.11.2011 odbyła się IV seria Pucharu Polski w przełajach w Zielonej Górze. Korzystając z wolnego dnia i w miarę ładnej pogody postanowiłem wybrać się na wyścig elity meżczyzn. Tym bardziej chciałem to zobaczyć ponieważ mieli wystartować tam moi dwaj koledzy. Gdy byliśmy na miejscu kończył się wyścig elity kobiet. Po chwili ruszyła garstka zawodników...
sobota, 5 listopada 2011
niedziela, 30 października 2011
Grune Wald World Cup
W ostatnią niedziele października korzystając z wolnego czasu i świetnej pogody jak na tę porę roku wybrałem się do lasu. 10:00 basen Leśna. O dziwo pojawiło się sporo ludzi zarówno z klubu jak ex klubowicze. Początek trasy prowadził tradycyjnie pod wierzę Bismarcka. Zahaczyliśmy mostek, podjazd po trawę a następnie agrafki pod wieżę Bismarcka, by zaliczyć zjazd na wieżą tylko dla orłów.
Stare fotki...
środa, 19 października 2011
Artykuł w Gazecie Lubuskiej
czwartek, 6 października 2011
Last Action Hero- czyli ostatni zajazd na Singltrek pod Smrkem
Korzystając z pięknej pogody jaka praktycznie była co weekend od września postanowiłem spędzić go z rowerem. Miałem do wyboru start w płaskim wyścigu lub odwiedzić Singletrek'a. Bo własnie w głowie zawsze mam takie miejsca do których chce z ochotą wrócić i takim miejscem właśnie jest Singletrek pod Smrkem. W tym roku odwiedziłem go już po raz trzeci.
wtorek, 4 października 2011
Last action hero- Singletrek pod Smrkiem
Always in my head are places where I want to comeback! One of those is Singletrek pod Smrkiem. All September's weekends were warm, and first weekend of October promised to be very hot, and the weather was awesome. At 9 o'clock we have strated with my family ofcourse and two friends: Tedzik and Spider.
wtorek, 27 września 2011
Mountainbiking in Żary / Poland
W sobotę w końcu udało nam się spotkać ze Zbyszkiem z Gubina i objechać najciekawsze ścieżki w Zielonym Lesie. Miała być też delegacja z Niemiec, ale niestety nie dali rady przyjechać by poznać nasz cudowny .Pogoda
wręcz idealna jak na porę roku.
niedziela, 25 września 2011
tedzik MTBiker- blog Tedzika
Mój przyjaciel i najwierniejszy trening partner założył swojego bloga rowerowego na, który serdecznie zapraszam. Z pewnością przeczytacie tam relacje z tych samych imprez czy treningów, ale z innego punktu widzenia. Zapraszam: tedzik MTBiker.
środa, 21 września 2011
Steinitzer Mountainbike Cup 2011- 17.09.2011
Sobotnie popołudnie...Tak! Po południu wybraliśmy się Tedzikiem i oczywiście z moją familiadą na wyścig Steinitzer Mountainbike Cup 2011 do naszych zachodnich sąsiadów. O wyścigu tym opowiadał mi Zbyszek z Gubina i oczywiście dostałem zaproszenie na skrzynkę klubową.
piątek, 16 września 2011
znak wprowadzający w błąd |
Znak na Al. JP II informuje nas, że po skręcie w prawo czeka nas ślepa uliczka...Szkoda, że jej nie ma. Na ul. 3-go Maja domniemanej ślepej uliczce też stoi taki znak i po przeciwnej stronie jezdni na JP...Refleksja...Ja nie stosując się do znaku dostanę mandat, a kto tu dostanie mandat jeśli wprowadza uczestników ruchu w błąd?!
środa, 14 września 2011
Ej, daj się karnąć!
W życiu trzeba spróbować wszystkiego...W szczególności jeśli chodzi o rowery...Dziś nadarzyła się taka okazja. Nie wiem skąd, nie wiem jak Pająk zdobył ten rower, ale od razu chciałem go dosiąść, a mianowicie KONE Stinky:)- rower na profesjonalnej ramie do DH.
czwartek, 8 września 2011
Zielony Las- back to the roots
Tak się składa, że dziś miałem wolne...Pogoda co najmniej niezbyt sprzyjająca i zachęcająca na rower czy też trening....ale jednak się wybrałem z moim kompanem Tedzikiem do lasu...Tak właśnie do lasu...Zielonego Lasu. W tym sezonie starałem się więcej wjeżdżać do teren i nie tylko w koło Wierzy Bismarcka, która jest mekką żarskich bikerów, czy to zrzeszonych w klubie czy tez nie...
sobota, 3 września 2011
100.000 km
Univega 703 |
15 lat to szmat czasu... to połowa mojego życia...W sumie dystans nie mały, pokonałem go łącznie na czterech ramach. Zacząłem od Univegi 703, następnie w 1999 roku- Univegi Alpiny 500.
. Na tej ramie przejechałem 33.000 km, natomiast w 2004 wsiadłem na Authora Introverta. Na tym rowerze jeździłem najkrócej- bo tylko jeden sezon. Od 2005 roku ujeżdżam Specialized'a S-worksa HT M5. I od tej pory I am Specialized:)
S-WORKS 2005
środa, 31 sierpnia 2011
Grand Prix MTB Zielonej Góry i Lubuskiego FINAŁ
Finał Grand Prix MTB Zielonej Góry i Lubuskiego odbył się podobnie jak rok temu w Drzonkowie, na dokładnie znanej nam trasie. Tym razem jechaliśmy w drugą stronę. Do startu podszedłem na luzaka. Nie liczyłem się w żadnej z klasyfikacji, więc nic nie obliczałem, nic nie kalkulowałem. Po prostu od startu ogień! I tak też było. Od strzału startera ruszyłem mocno do przodu. Początek był dość wąski i po piachu.
Pain |
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
Izery....część III
Zapowiadała się piękna pogoda, wolny weekend od startu, więc postanowiłem wybrać się w Izery, prawdopodobnie ostatni raz w tym sezonie. Nie mam co narzekać, bo w sumie był to mój czwarty wypad w góry: trzy razy Izery, raz Singieltreck.
Podobnie jak rok temu start rozpoczęliśmy spod DINO Parku w Szklarskiej Porębie. Żona Kasia wraz z Igorem by się nie nudzić podczas mojej nieobecności mięli spędzić czas w parku zabaw.
A ja wraz z Tedzikiem i Dragonem, czyli podstawowym składem udaliśmy się już tradycyjnie w strone Kopalni Stanisława od Zakrętu Śmierci. Tym razem nie jechaliśmy pod górę w kierunku Kopy, tylko zjechaliśmy asfaltem tak jak szedł pierwszy mój dziewiczy maraton w 1999 roku. Jechaliśmy tymi odcinkami dość długo, aż do Konnej Scieżki, by następnie odbić w stronę Chatki Górzystów. Gdzie zaczął się jeden z pierwszych asfaltowych podjazdów. Cofnę się do momentu wspinaczki na kopalnię. Trzeci raz podjeżdżałem w tym roku i powiem szczerze najlepiej mi się wjechało. Powiem tyle, że podjazd ten utrudniony jest luźne kamienie.
Od Chatki Górzystów udaliśmy się w kierunku Świeradowa Zdrój ale tym razem bardzo szybkim, asfaltowym zjazdem. Ten zjazd na zawsze utkwi mi w pamięci, ponieważ w wieku nastu lat zaliczyłem tam potworną glebę, która wykluczyła mnie z jeżdżenia na rowerze na ponad miesiąc!
Trasa którą mięliśmy pokonać chrakteryzowała sie tym, że początek jej był w miarę łatwy, a czym bliżej końca było trudniej. Od centrum Świeradowa podobnie jak w maju udałem się wraz z kompanami na Sępią Górę. Smaczny, podjeździk.Polecam. Tedzik zarzucił swoje tempo, a ja z Dragonem trzymaliśmy bezpieczny dystans. Nadmienie , że podjazd jest asfaltowy. Było dość upalnie, więc w końcówce pot zalewał mi oczy, ale cały czas trzymałem równiutkie tempo.
Podobnie jak rok temu start rozpoczęliśmy spod DINO Parku w Szklarskiej Porębie. Żona Kasia wraz z Igorem by się nie nudzić podczas mojej nieobecności mięli spędzić czas w parku zabaw.
A ja wraz z Tedzikiem i Dragonem, czyli podstawowym składem udaliśmy się już tradycyjnie w strone Kopalni Stanisława od Zakrętu Śmierci. Tym razem nie jechaliśmy pod górę w kierunku Kopy, tylko zjechaliśmy asfaltem tak jak szedł pierwszy mój dziewiczy maraton w 1999 roku. Jechaliśmy tymi odcinkami dość długo, aż do Konnej Scieżki, by następnie odbić w stronę Chatki Górzystów. Gdzie zaczął się jeden z pierwszych asfaltowych podjazdów. Cofnę się do momentu wspinaczki na kopalnię. Trzeci raz podjeżdżałem w tym roku i powiem szczerze najlepiej mi się wjechało. Powiem tyle, że podjazd ten utrudniony jest luźne kamienie.
Od Chatki Górzystów udaliśmy się w kierunku Świeradowa Zdrój ale tym razem bardzo szybkim, asfaltowym zjazdem. Ten zjazd na zawsze utkwi mi w pamięci, ponieważ w wieku nastu lat zaliczyłem tam potworną glebę, która wykluczyła mnie z jeżdżenia na rowerze na ponad miesiąc!
Mapka |
środa, 17 sierpnia 2011
UCI MTB World Cup Nové Město na Moravě 2011
Takie imprezy nie bywają często w miarę blisko Żar dlatego już na początku roku, gdy dowiedziałem się, że Puchar Świata w XC odbędzie w Czechach postanowiłem, że tam pojadę...
Nie będę się rozpisywał, na temat jak dojechaliśmy, ile czasu tam jechałem itp. Po prostu gdy wszedłem na teren miasteczka Pucharu Świata wyścig elity kobiet juz trwał, a dobiegająca wrzawa z lasu przyprawiła mnie po prostu o ciary na cały ciele!
Od razu udaliśmy się na trasę, która przypominała swoim podłożem Szczawno Zdrój. Nie było zbytnio kamieni, skał, jedynie sztucznie zbudowane przeszkody z materiału skalnego. Jednak podjazdy, które zawodnicy mięli do pokonania były bardzo sztywne!
Trasa była świetnie rozłożona, ponieważ wcale nie trzeba było iść gdzieś daleko by podziwiać najlepszych z najlepszych w akcji. Stojąc w jednym miejscu można było obesrwować jadących kolarzy wpierw na podjeździe a następnie za chwilę na zjeździe.
Po zakończeniu rywalizacji kobiet, którą wygrała Catharine Pendrel, której udało się pokonać dominującą ostatnio Julie Bresset. Tuż za nimi przyjechała moja jedna z ulubuinych zawodniczek: Irina Kalentieva, a następnie wracająca do formy Gunn Rita Dahle. Nasza jedyna zawodniczka która startowała- Anna Szafraniec, która miała od nas myślę,że super doping była 29ta.
Po dekoracji kobiet udaliśmy się do "miasteczka" pucharowego, gdzie można było popatrzeć na najnowsze modele rowerów, sprzętu i przede wszystkim gwiazdy, które na co dzień widuje się jedynie w necie lub gazetach. Mnie oczywiście najbardzie interesował namiot SPECIALIZEDA:)
Nie będę się rozpisywał, na temat jak dojechaliśmy, ile czasu tam jechałem itp. Po prostu gdy wszedłem na teren miasteczka Pucharu Świata wyścig elity kobiet juz trwał, a dobiegająca wrzawa z lasu przyprawiła mnie po prostu o ciary na cały ciele!
Od razu udaliśmy się na trasę, która przypominała swoim podłożem Szczawno Zdrój. Nie było zbytnio kamieni, skał, jedynie sztucznie zbudowane przeszkody z materiału skalnego. Jednak podjazdy, które zawodnicy mięli do pokonania były bardzo sztywne!
Trasa była świetnie rozłożona, ponieważ wcale nie trzeba było iść gdzieś daleko by podziwiać najlepszych z najlepszych w akcji. Stojąc w jednym miejscu można było obesrwować jadących kolarzy wpierw na podjeździe a następnie za chwilę na zjeździe.
Po zakończeniu rywalizacji kobiet, którą wygrała Catharine Pendrel, której udało się pokonać dominującą ostatnio Julie Bresset. Tuż za nimi przyjechała moja jedna z ulubuinych zawodniczek: Irina Kalentieva, a następnie wracająca do formy Gunn Rita Dahle. Nasza jedyna zawodniczka która startowała- Anna Szafraniec, która miała od nas myślę,że super doping była 29ta.
Po dekoracji kobiet udaliśmy się do "miasteczka" pucharowego, gdzie można było popatrzeć na najnowsze modele rowerów, sprzętu i przede wszystkim gwiazdy, które na co dzień widuje się jedynie w necie lub gazetach. Mnie oczywiście najbardzie interesował namiot SPECIALIZEDA:)
środa, 10 sierpnia 2011
MTB Wilcza- Czerwieńsk-07.08.2011
start |
Start i meta usytuowane były przy hali sportowej LUBUSZANKA. Po około 200 metrach czekał na nas jeden z trzech podjazdów na trasie. Z tym, że ten podjazd był mocno piaszczysty:
podbieg, tuż po starcie |
niedziela, 17 lipca 2011
V Wyścig MTB Łagów- Sieniawa 17.07.2011
Kolejny weekend i kolejny start. Tym razem w Łagowie, po raz trzeci. Do pierwszego mojego startu w tej imprezie nie lubię za bardzo wracać, ze względu na to, że był to pierwszy wyścig po kontuzji. Zeszłoroczny już był ciekawszy. Tym razem organizatorzy wydłużyli lekko trasę do 32 km, która przebiegała po Łagowskim Parku Krajobrazowym z najwyższym punktem na trasie Gorajec.
Na wyścig wybrałem się tradycyjnie z rodzinką oraz Dragonem. Na miejsce przybyliśmy dość późno więc w biurze zastaliśmy kolejkę. Ale jakoś to w miarę szybko poszło, więc po chwili już mięliśmy odebrane numery startowe.
Przed 12:00 ustawiliśmy się w centrum miasta by punktualnie w południe wyruszyć na trasę. Czułem się dobrze i od razu złapałem czub i początkowe metry po asfalcie nie był zbyt mocne dla mnie. Po wjeździe w "teren" początkowe kilometry był płaskie po bruku. Byłem tuż za pierwszą uciekającą grupą, jedynie kilku zawodników mnie dogoniło.Gdy zaczęły się podjazdy, które były w miarę wymagające, gdzie można było narzucić swoje tempo doszedłem ich, a następnie wyprzedziłem, by zrobić sporą przewagę, która pozwalała mi na utrzymanie bezpiecznej przewagi.
Na wyścig wybrałem się tradycyjnie z rodzinką oraz Dragonem. Na miejsce przybyliśmy dość późno więc w biurze zastaliśmy kolejkę. Ale jakoś to w miarę szybko poszło, więc po chwili już mięliśmy odebrane numery startowe.
Przed 12:00 ustawiliśmy się w centrum miasta by punktualnie w południe wyruszyć na trasę. Czułem się dobrze i od razu złapałem czub i początkowe metry po asfalcie nie był zbyt mocne dla mnie. Po wjeździe w "teren" początkowe kilometry był płaskie po bruku. Byłem tuż za pierwszą uciekającą grupą, jedynie kilku zawodników mnie dogoniło.Gdy zaczęły się podjazdy, które były w miarę wymagające, gdzie można było narzucić swoje tempo doszedłem ich, a następnie wyprzedziłem, by zrobić sporą przewagę, która pozwalała mi na utrzymanie bezpiecznej przewagi.
środa, 13 lipca 2011
Wypadek- mojego lidera
W zeszłym tygodniu mój kolega, najlepszy zawodnik z Żar, były klubowicz Łukasz Pihulak, obecnie członek Boplight Aminostar Team Świdnica, zwycięzca najcięższych maratonów z serii MTB MARATHON na treningu w Zielonym Lesie na jednym z technicznych zjazdów w wyniku upadku uszkodził kręgosłup na odcinku piersiowym (pęknięcie kręgu th12).W chwili obecnej od tygodnia Łukasz przebywa w Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze, gdzie czeka na operacje.
Nie wiem, ale mogę powiedzieć co Łukasz czuje, cztery lata temu przeżywałem podobne chwile, jednak Łukasz jest w gorszej sytuacji. Na chwilę obecną najważniejsza jest wiara, że za jakiś czas nasz kolega, przyjaciel wróci na arenę MTB w jeszcze lepszej formie. Piszę tak dlatego, że znam tego chłopaka od lat i wiem na co go stać! Także moi mili trzymajmy kciuki za PIHULA!
Nie wiem, ale mogę powiedzieć co Łukasz czuje, cztery lata temu przeżywałem podobne chwile, jednak Łukasz jest w gorszej sytuacji. Na chwilę obecną najważniejsza jest wiara, że za jakiś czas nasz kolega, przyjaciel wróci na arenę MTB w jeszcze lepszej formie. Piszę tak dlatego, że znam tego chłopaka od lat i wiem na co go stać! Także moi mili trzymajmy kciuki za PIHULA!
niedziela, 10 lipca 2011
Grand Prix MTB Lubuskiego # 3
Nic z rana nie zapowiadało takiej pogody. Było pochmurnie i dość rześko...Wstałem dość wcześnie, ponieważ małżonka opuściła dom o 7 rano pozostawiłem sobie trochę czasu na spakowanie siebie i syna na wyjazd. O 8:00 byłem już z Igorem w aucie. Po chwili zjawili się stali kompani: Tedzik i Dragon i ruszyliśmy na podbój Ochli. Z tą edycją Grand Prix Zielonej Góry wiązałem nadzieje na zajęcie wysokiego miejsca. Drugą edycję na terenach MOSIR'u opuścilem...na rzecz treningu. Wpierw udaliśmy się do Adasia, gdzie czekała juz moja żona, i tam zostawiłem Igora. Po chwili wróciłem na Ochlę, gdzie chłopaki mięli dla mnie już numerek startowy. Szybkie przebieranko i objazd trasy. Tym razem runda była lekko krótsza- 6,5km, niemniej nie za łatwa. Dwa sztywne podjazdy...i jeden a'la trawa dobijający. Mnie coraz bardziej przerażał upał. Z minuty na minutę robiło się upalniej. I to mnie w pewien sposób przerażało.
Punkt jedynasta wystartowaliśmy. Trzymalem swoje tempo, jednakże na pierwszym z podjazdów czułem, że ten wyścig to nie będzie to. Nie czułem tego w korbach. Na dwóch garbach Tedzik poszedł jak strzała, więc powtórzyła się sytuacja z Żary XC 2010. Upał po prostu mi nie służy. Z okrążenia na okrążenie traciłem moc. Nawet nie było mowy by rywalowi, który mnie wyprzedza utrzymać koło, nie mówiąc o kontrataku. Pomimo to na "jagodach" jak mawiają zielonogórscy bikerzy udało mi się za każdym razem podjechać.
Na 4- ostatnim okrążeniu przed wierzą Bismarcka doszedł mnie mój przyjaciel Adaś, krzycząc- "Kris- po 6 latach, w końcu!!!". Adam był za bardzo zdetronizowany by mnie pojechać, że chyba za bardzo w to uwierzył. Ale ja wzbierając w sobie resztki siły na płaskim odcinku przed "jagodami" lekko odpocząłem i tuż przed wjazdem na ten najsztywniejszy podjazd na rundzie wyprzedziłem mojego ostatniego oponenta
Wiedziałem, że jeśli tu nie zaatakuje Adaś odniesie tryumf. I udało się...To było jedyna pozytywna chwila tego wyścigu. Dziś nie walczyłem z rywalami. Byli mi obojętni. Dziś walczyłem z samym sobą i marzyłem by w końcu ta masakra się skończyła.
Ostatecznie zająłem 20 miejsce open i 8 w M3 z czasem 01:20:27-jednym słowem słabiutko.
Punkt jedynasta wystartowaliśmy. Trzymalem swoje tempo, jednakże na pierwszym z podjazdów czułem, że ten wyścig to nie będzie to. Nie czułem tego w korbach. Na dwóch garbach Tedzik poszedł jak strzała, więc powtórzyła się sytuacja z Żary XC 2010. Upał po prostu mi nie służy. Z okrążenia na okrążenie traciłem moc. Nawet nie było mowy by rywalowi, który mnie wyprzedza utrzymać koło, nie mówiąc o kontrataku. Pomimo to na "jagodach" jak mawiają zielonogórscy bikerzy udało mi się za każdym razem podjechać.
Na 4- ostatnim okrążeniu przed wierzą Bismarcka doszedł mnie mój przyjaciel Adaś, krzycząc- "Kris- po 6 latach, w końcu!!!". Adam był za bardzo zdetronizowany by mnie pojechać, że chyba za bardzo w to uwierzył. Ale ja wzbierając w sobie resztki siły na płaskim odcinku przed "jagodami" lekko odpocząłem i tuż przed wjazdem na ten najsztywniejszy podjazd na rundzie wyprzedziłem mojego ostatniego oponenta
Wiedziałem, że jeśli tu nie zaatakuje Adaś odniesie tryumf. I udało się...To było jedyna pozytywna chwila tego wyścigu. Dziś nie walczyłem z rywalami. Byli mi obojętni. Dziś walczyłem z samym sobą i marzyłem by w końcu ta masakra się skończyła.
Ostatecznie zająłem 20 miejsce open i 8 w M3 z czasem 01:20:27-jednym słowem słabiutko.
czwartek, 7 lipca 2011
7. Oberlausitzer-MTB-Marathon
Dziwny przypadek, kolejny start i trzeci raz pod rząd w Niemczech u naszych zachodnich sąsiadów. Tym razem padło na maraton. Kameralna imprezka w kurorcie Jonsdorf koło Zittau w Górach Żytawskich.
Co mnie skłoniło, by wystartować w tej imprezie? Kolega Mike z Niemiec zaproponował mi ten wyścig. Więc postanowiłem szybko skontaktować z organizatorami, czy jest możliwość płatności na miejscu. Dostałem odpowiedź potwierdzającą. 7 euro, za dystans 25 km do śmiech na sali.
Trasa zapowiadała się dość ciekawie- 780 m przewyższenia na 25 m.
Co mnie skłoniło, by wystartować w tej imprezie? Kolega Mike z Niemiec zaproponował mi ten wyścig. Więc postanowiłem szybko skontaktować z organizatorami, czy jest możliwość płatności na miejscu. Dostałem odpowiedź potwierdzającą. 7 euro, za dystans 25 km do śmiech na sali.
Trasa zapowiadała się dość ciekawie- 780 m przewyższenia na 25 m.
Na wyścig wybraliśmy się kwartetem: Tedzik, Kiełbas, Dragon i ja. Wszystko fajnie, ale pogoda była niezbyt nastrajająca. Około 10'C i deszcz...I to nie jakiś deszczyk lajtowy, tylko ulewa non stop. No ale humory nas nie opuszczały. Na miejsce dotarliśmy w miarę szybko, jak to bywa na niemieckich drogach.
Odebraliśmy numerki oraz pakunki z podarkami w postaci pompki Zefala...
Tu na maratonie każdy dystans ma osobny start. Kiełbas jako hardcorowiec wybrał rundę 65 km, Tedzik 50 km, a ja z Dragonem optymalne 25 km. W sumie bardzo się cieszyłem, że dokonałem takiego wyboru, ponieważ warunki były ekstremalne...
Na pierwszy ogień poszedł Kiełbik- o 10:00- 65 km, następnie- Tedzik- 10:1 i ja z Dragonem o 10:30. W momencie naszego startu o 10:30 przywaliło niesamowicie. To nie był deszczyk tylko ulewa.
Start po asfalcie, lekko cały czas do góry. Po chwili asfalt zmienił się w teren i przewężenie, ale caly czas było pod górę. Przez chwilę Dragon jechał pod górę przede mną. Jak zwykle sie natrudziłem, by go dogonić i wyprzedzić. Podjazd był w miarę, jednakże trakcję utrudniała wymyta nawierzchnia i ciągle spływające strugi wody. Na zjeździe nie szalałem, Ci którzy zostali na podjeździe mnie dogonili. Jednakże miałem świadomość, że przed nami niedługo dłuuugi podjazd. Tam obrałem jedno tempo i posuwałem się do przodu. Do 15 km bardzo mi się dłużyło. Na podjazdach było gorąco mi, a na zjazdach czułem jak przenika mnie zimno. Nie wspomnę, o tym, że non stop padał deszcz. Na końcówce ok. 5 km przed metą dosłownie było chyba oberwanie chmury...Zrobiło się tak ciemno, że nic nie widziałem przez zachlapane okulary. Na końcówce dałem z siebie wszystko. Po przybyciu na metę, cieszyłem się, że wybrałem dystans 25 km...
Zająłem 6. miejsce w kat. M3. Organizacja, fajna trasa, sprawiło, że za rok jeśli będę mógł to się tam pojawię:)
Odebraliśmy numerki oraz pakunki z podarkami w postaci pompki Zefala...
Tu na maratonie każdy dystans ma osobny start. Kiełbas jako hardcorowiec wybrał rundę 65 km, Tedzik 50 km, a ja z Dragonem optymalne 25 km. W sumie bardzo się cieszyłem, że dokonałem takiego wyboru, ponieważ warunki były ekstremalne...
Na pierwszy ogień poszedł Kiełbik- o 10:00- 65 km, następnie- Tedzik- 10:1 i ja z Dragonem o 10:30. W momencie naszego startu o 10:30 przywaliło niesamowicie. To nie był deszczyk tylko ulewa.
Start po asfalcie, lekko cały czas do góry. Po chwili asfalt zmienił się w teren i przewężenie, ale caly czas było pod górę. Przez chwilę Dragon jechał pod górę przede mną. Jak zwykle sie natrudziłem, by go dogonić i wyprzedzić. Podjazd był w miarę, jednakże trakcję utrudniała wymyta nawierzchnia i ciągle spływające strugi wody. Na zjeździe nie szalałem, Ci którzy zostali na podjeździe mnie dogonili. Jednakże miałem świadomość, że przed nami niedługo dłuuugi podjazd. Tam obrałem jedno tempo i posuwałem się do przodu. Do 15 km bardzo mi się dłużyło. Na podjazdach było gorąco mi, a na zjazdach czułem jak przenika mnie zimno. Nie wspomnę, o tym, że non stop padał deszcz. Na końcówce ok. 5 km przed metą dosłownie było chyba oberwanie chmury...Zrobiło się tak ciemno, że nic nie widziałem przez zachlapane okulary. Na końcówce dałem z siebie wszystko. Po przybyciu na metę, cieszyłem się, że wybrałem dystans 25 km...
Zająłem 6. miejsce w kat. M3. Organizacja, fajna trasa, sprawiło, że za rok jeśli będę mógł to się tam pojawię:)
wtorek, 5 lipca 2011
wtorek, 21 czerwca 2011
wtorek, 14 czerwca 2011
Mitteldeutschlandcup- Sebnitz, Niemcy 12.06.2011
Ta impreza już dawno chodziła mi po głowie. Dostałem zaproszenie mailowe na ten cykl na klubową skrzynkę. Niestety do Bautzen nie udało się pojechać, ale tu termin i inne okoliczności sprzyjały. Oglądając w sieci filmy z poprzednich edycji byłem "podjarany" trasą. Opis na stronie sebnitzkiego klubu i organizatora też zachęcał m.in.: rock gardenem, oraz 160 m przewyższenia na 4,2 km rundzie.
poniedziałek, 6 czerwca 2011
MTB Maraton Euroregionu Nysa Bolesławiec
Można by rzec: " Kto nie ma w głowie ten jedzie bez SPD"... I tak tez się stało. Drugi start w tym sezonie wypadł w Bolesławcu. Maratonik...Gdy już byłem gotowy by się lekko rozgrzać okazało się, że zapomniałem butów SPD. Od razu udałem się do biura zawodów i spotkałem tam samego głównego organizatora wyścigu, w osobie Prezesa Cyklosportu Bolesławiec, Pana Jacka Domowicza. Stary znajomy szybko zorganizował mi buty SPD, jednakże co się okazało...Bloki były od cranków...Więc wystartowałem w trampkach. W sumie aż tak się nie zagotowałem jak to zwykle było. Po prostu podszedłem do tego startu z dystansem. Niemniej jednak spodziewałem się czegoś innego. Pomijając fakt, że jechałem bez SPD. Trasa nijaka. Pole, wiatr i piach...Punkt 11:00 może z 30 zawodnków wyruszyła na trasę by walczyć z upałem, kurzem i wiatrem. Ustawiłem się z tyłu stawki, ponieważ bez spd raczej nie mogłem pójść ostro do przodu. Czub praktycznie zaraz odjechał a ja goniłem tylko Bartucha i Dragona...Bo tylko ich miałem w zasięgi i jednego gościa z Cyklosportu. Dogoniłem ich na jakimś 5 km. Trochę odpocząłem i wyszedłem na zmianę. I po chwili zostaliśmy sami, koleś z cyklosportu nie wytrzymał naszego tempa. Dragon jak zwykle rwał. Starałem się trzymać jego tempo. Jednakże na nierównościach ciężko mi było. Po jakiejś chwili jechaliśmy z Dragonem już tylko we dwóch, Bartuch gdzieś został. W końcu gdy dojechaliśmy do lasu, odrobina cienia dała lekką ulgę. Dogoniliśmy jednego zawodnika z defektem, który po jakimś czasie nas doszedł, wówczas Dragon skoczył a ja nie zareagowałem więc zostałem sam. Na powrocie przed bufetem sznurówka wkręciła mi się w korbę, więc musiałem na chwilę stanąć, wówczas Dragon mi całkowicie odjechał. I w tym momencie dogonił mnie jakiś masters, ale gdy tylko ruszyłem nie dałem mu złudzeń. I samotnie dojechałem do mety... Zajmując 6. miejsce w mastersach.
Podsumowując muszę przyznać, że imprezę uważam za udaną, pomimo niezbyt atrakcyjnej trasy, a humoru nawet mi nie popsuł brak butów SPD, i przede wszystkim w tym wszystkim chodzi. Ride for fun!
Podsumowując muszę przyznać, że imprezę uważam za udaną, pomimo niezbyt atrakcyjnej trasy, a humoru nawet mi nie popsuł brak butów SPD, i przede wszystkim w tym wszystkim chodzi. Ride for fun!
czwartek, 2 czerwca 2011
Grune Wald- it's my life!
We wtorkowe późne popołudnie od razu po pracy wybrałem się w końcu do naszego/mojego Zielonego Lasu. Tedzik, Masło, Gutek, Olaf i Krupek...Było ciekawie. Za punkt wyjścia uznaliśmy wieże Bismarcka. Pierwszą rundę prowadził Tedzik. Trzymałem jego koło na podjazdach, jednakże na zjazdach nieznacznie odstawałem. Jednakowoż większość chłopców będących ze mną na treningu jeździ od 2-3 sezonów, to opowiadałem im w międzyczasie jak prowadziły co poniktóre trasy wyścigów organizowanych w Zielonym Lesie od 2002 roku!!!
Następną rundę prowadziłem ja, wybrałem jak najdłuższe podjazdy w Zielonym Lesie. Satysfakcja była gwarantowana:) Po udanym treningu odprowadziliśmy Tedzika do Sieniawy przez Olbrachótw. Łącznie wyszło prawie 40 km.
Podsumowując muszę napisać, że będzie mi brakować wyścigów w Zielonym Lesie. Imprezy z cyklu Grand Prix Lubuskiego to spacerek w porównaniu przy poziomie trudności jaki oferuje Zielony Las, jedynie imprezy na Ochli mniej więcej odpowiadały poziomowi Zielonego Lasu. Jednakże jak widać nie ma chętnych by zrobić coś w tym kierunku, zarówno w cyklu GPL jak i w Żarach:(
Następną rundę prowadziłem ja, wybrałem jak najdłuższe podjazdy w Zielonym Lesie. Satysfakcja była gwarantowana:) Po udanym treningu odprowadziliśmy Tedzika do Sieniawy przez Olbrachótw. Łącznie wyszło prawie 40 km.
Podsumowując muszę napisać, że będzie mi brakować wyścigów w Zielonym Lesie. Imprezy z cyklu Grand Prix Lubuskiego to spacerek w porównaniu przy poziomie trudności jaki oferuje Zielony Las, jedynie imprezy na Ochli mniej więcej odpowiadały poziomowi Zielonego Lasu. Jednakże jak widać nie ma chętnych by zrobić coś w tym kierunku, zarówno w cyklu GPL jak i w Żarach:(
poniedziałek, 30 maja 2011
czwartek, 26 maja 2011
poniedziałek, 23 maja 2011
Singltrek pod Smrkiem
O tym jak było nie trzeba pisać...Wystarczy obejrzeć film z mojej kierownicy. Czad, czad i jeszcze raz czad...Ale od początku.
Po ostatniej wizycie na Singlu stwierdziłem, że trzeba to miejsce odwiedzić jeszcze raz. Ponieważ byliśmy już lekko ujechani i czułem niedosyt. Przy okazji obiecałem mojej żonie, że zabiorę ją na super traskę...
Korzystając z wolnego weekendu i super pogody wybraśliśmy się z ekpią: Tedzik, Dragon, ja, żona, Igor oraz Kiełbik w osobnym transporcie na wypad...Na miejsce miał dojechać też Adam M. ex. klubowicz i tak też zrobił, po wczesniejszym uzgodnienu koordynat miejca spotkania.
Pierwszą rundę zrobiłem wraz z Igorem, który podróżował na siedzonku. Ktoś powie- stary oszalał...! Otóż nie. Ponieważ ostatnimi czasy Igor w drodze do przedszkola karze mi wybierać najtrudniejsze ścieżki w parku miejskim, gdzie dwa lata z rzędu miał miejsce wyścig dla dzieci i młodzieży po rozmowie z synem postanowiłem się z nim przejechać po trasie. Singiel ma to do siebie, że praktycznie jest równy, nie ma korzeni ani kamieni, które powodowałby dyskomfort podróży w foteliku. Jedynym mankamentem tej wyprawy były "hopki", ale na nich wytracałem prędkość by mocno nie podskakiwać wraz z moim super pasażerem. Ogólnie Igorowi się podobało. Mnie również...w szczególności podjazd asfaltowym przerywnikiem...I tak po ponad półtora godziny dotarliśmy spowrotem na parking. I wtedy.....ATAK!
Druga runda to miała być czysta adrenalina i fun z jazdy. Pięć osób, praktycznie koło w koło na krętej ścieżce...I tak też było, co widać na załączonym filmie. Co prawda nie posiadamy mega umiejętnści w skokach czy innych trickach, ale singiel daje niesamowite wrażenia z jazdy, upajanie się jednością : ja i rower, jednakże o sekundę spóźniony skręt może skończyć poza trasą...
Podsumowując można powiedzieć, że żeby przekonać się jaką frajdę z jazdy daje singiel, trzeba po prostu się tam wybrać... POLECAM!
Po ostatniej wizycie na Singlu stwierdziłem, że trzeba to miejsce odwiedzić jeszcze raz. Ponieważ byliśmy już lekko ujechani i czułem niedosyt. Przy okazji obiecałem mojej żonie, że zabiorę ją na super traskę...
Korzystając z wolnego weekendu i super pogody wybraśliśmy się z ekpią: Tedzik, Dragon, ja, żona, Igor oraz Kiełbik w osobnym transporcie na wypad...Na miejsce miał dojechać też Adam M. ex. klubowicz i tak też zrobił, po wczesniejszym uzgodnienu koordynat miejca spotkania.
Igor |
Tedzik |
Podsumowując można powiedzieć, że żeby przekonać się jaką frajdę z jazdy daje singiel, trzeba po prostu się tam wybrać... POLECAM!
Kris on the track |
Kiełbik aka Alberto |
prepering to start |
.... |
środa, 11 maja 2011
Grand Prix MTB Lubuskiego # 1 Drzonków 08.05.2011- english
This year I started season later than last year, so I was not sure where I stand, what my form is. But I have to write that the start really satisfied me.Although the route in Drzonków did not belong to my favorites, becouse it was extremely flat profile, without any technic sections, but I did my best in 100%.
poniedziałek, 9 maja 2011
Grand Prix MTB Lubuskiego # 1 Drzonków 08.05.2011
Grand Prix MTB Lubuskiego #1- Drzonków- 3m kat. M3, 8 open- 1:49:58
Start |
W tym roku dość późno rozpocząłem sezon, dlatego też nie byłem pewny na czym stoję. Ale muszę napisać, że ten start na prawdę mnie usatysfakcjonował.
Pomimo, że trasa w Drzonkowie nie należała do moich ulubionych, a wręcz przeciwnie do mniej lubianych ze względu na bardzo płaski profil, praktycznie żadnych "odcinków specjalnych" pojechałem na 100% swoich możliwości.
4 pętla |
5 pętla |
Na jednym z kółek doszliśmy dwóch zawodników i była już nas szóstka. Na czwartym kółku zaczęliśmy zbliżać się do Speedka by go dogonić przed końcem 4 rundy. Po czterech rundach zerknąłem na czas przejazdu i byłem mile zaskoczony, ponieważ był on krótszy o 3 minuty niż na zeszłorocznym wyścigu. Więc obserwując sytuację i oceniając swoje możliwości na dziś stwierdziłem, że spróbuje w miarę możliwości podkręcać tempo na singlowych odcinkach, które były minimalnie pod górkę, jednakże po bardzo nie równej nawierzchni, co sprawiało, że traciło się rytm jazdy, a ja lubię takie odcinki, więc tam dokręcałem i kontrolowałem sytuację w tyle, a wszystko to zacząłem na 5 okrążeniu. Moje zabiegi miały efekt w postaci porwania się pociągu. Na płaskim szutrowym odcinku odpoczywałem, by na "zmarszczkach" znów dokręcać. A wszystko po to by zgubić rywali z M3. Na szóstym kółku całkowicie wyszedłem na pierwszą pozycję by dokręcać tempo, jak najbardziej możliwe, ponieważ atak na jednym z minimalnych podjazdów nie miał sensu. I muszę przyznać, że plan się powiódł. Rywal z M3, Mariusz skoczył to przodu na jednym z krótkich brukowych podjazdów, który był poprzedzony szutrowym odcinkiem...Ale został od razu zkontrowany zawodnikami z DREAM TEAM'u i w tym momencie również skoczyłem za nimi. Skupiony tylko na tym, by dowieść obecną pozycję do mety. Jednak na mecie okazało się, że jeden zawodnik w barwach DREAM TEAM'u był z mojej kategorii. Jednakże 3 poz. w M3 i 8 open jest jak najbardziej dla mnie zadowalająca. Dobrze jest, gdy wyścig można uznać za udany, samopoczucie jest najważniejsze i samoocena startu, to wszystko w późniejszym czasie mobilizuje bardziej do działania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)